GRUDZIEŃ

Rok A


  1. Dotychczas wszyscy się utrzymują w dobrym zdrowiu; dobrym humorem szczególniej się odznacza Korona [Królestwo Polskie], między nimi pełno śmiechu, gwaru, śpiewu i kłótni. Teraz, kiedy to piszę, od gorąca krzyku ledwo myśli chwytać mogę. Nie powiem, żeby mi wesoło było na duszy, ale Bóg mię spokojem obdarza, a myślą będę zawsze z Wami; nie czuję, że jestem tak daleko od Was, tyle przy tym rzeczy mi Was przypomina. Usposobienie mych towarzyszy Litwinów całkiem do mego podobne, wystarczamy więc sobie. [L 45 – do rodziny; Moskwa, 07.1864]

  2. Mój Ojcze Najdroższy, Przy rozstaniu się z Tobą w Wilnie coś mi w duszy mówiło, że żegnałem Cię na długo, dzisiaj już dwa tysiące wiorst oddziela mię od Was; drugie tyle, a może i więcej, mam jeszcze do przebycia. Przed wyjazdem moim z Wilna trudno mi było zdobyć się na list do Ciebie, dużo miałem moralnych cierpień do przebycia; teraz jużem od pierwszych wzruszeń ochłonął i jużem się urządził wewnętrznie. Jestem spokojny i całą ufność pokładam w Bogu, że nam wszystkim da męstwo potrzebne do zniesienia wszelkiego doczesnego nieszczęścia. [L 46 – do ojca; Niżni Nowogrod, 07.1864]

  3. W ogóle nie zważając na niewygody podróży, wszyscy się utrzymują w dobrym zdrowiu, proszę więc, mój Ojcze drogi, być o mnie spokojnym. Teraz list ten piszę, leżąc na narach (wspólnym łóżku), koledzy moi piją herbatę. Niektórzy, podobnie jak i ja kreślą listy. Wiezienie nie pozwala ocenić odległości, która nas od Was dzieli, a myśl zawsze wolna, dąży do Was i przy Was się ożywia. [L 46 – do ojca; Niżni Nowogrod, 07.1864]

  4. W Niżnym Nowogrodzie, gdzie był krótki przystanek, pozwolono nam kilku pójść do kościoła, lecz był zamknięty, a ks. proboszcz w rozjazdach po parafii. [W 151]

  5. Łączę się z Wami zawsze w modlitwie. Czas mi przechodzi dość prędko; czytać nie mam co, oprócz Pisma Ś-go; zabawą służą nam szachy, rozmowa; w życiu tak ściśle określonym jak nasze, drobiazgi często mają też znaczenie swoje, nie brak więc i wzruszeń, przy tym otwarte pole do badania siebie i natury ludzkiej. A myśl skierowana do Was i podniesiona ku Bogu osładza chwile tęsknoty. [L 47 – do rodziny; Niżni Nowogrod, 07.1864]

  6. Ręce Drogich Ojca i Mamy do ust cisnę, całą rodzinę i ciocię Linkę najczulej pozdrawiam, Marynieczkę całuję, ojcu Felicjanowi, Mamie Teci, pannie Ludwice, sąsiadom z dołu i Witoldowi przesyłam serdeczne pozdrowienia. – Proszę Was o błogosławieństwo. Józef. [L 47 – do rodziny; Niżni Nowogrod, 07.1864]

  7. Podróż byłaby wielce uciążliwą, jeżeliby nie wypadło nam wszystkim wspólnie w jednym wagonie cierpieć. W Petersburgu zostawiliśmy rodzinę Jamontów, całego zaś ciężaru rozstania się z kolegami podróży doznało nas kilku ledwo w Moskwie, […] Spotkałem tu kilku kolegów obozowych Buniaka [przyrodni brat Gabriel], kilku znajomych Papy, między innymi pana Brzezińskiego z Nowogródka, pana Zalewskiego – jadą z rodzinami na mieszkanie. Z Buniakiem mam nadzieję zobaczyć się w Permie. Obecnie jesteśmy razem: dwaj doktorzy, Siesicki, Korzun, Bądzyński, dwaj księża z połockiego powiatu i kilku partyzantów białoruskich. – Ks Wacław i Piepol są w innym gmachu. [L 48 – do rodziny; Niżni Nowogrod, 07.1864]

  8. Z Moskwy wyjechaliśmy z cywilnymi przestępcami; możemy się napatrzeć na najrozmaitsze typy charakterów ludzkich, jak między naszymi, tak i zbrodniarzami. Koronianie [mieszkańcy Królestwa Polskiego] odznaczają się hałasem, mównością, opowiadaniem wypraw wojennych, Litwini bardziej spokojni i mniej mowni, bawią się w piosenki. [L 48 – do rodziny; Niżni Nowogrod, 07.1864]

  9. Bronisław Ziemęcki zajęty teraz korespondencją; upatrują w nim talent poetyczny, który cechuje listy jego. Ja czuję, żem ogromnie suchy, nie mogę się zdobyć ani na obrazowość, ani na wylanie się uczuć, nie przeszkadza mi to jednak kochać Was i być ciągle myślą z Wami. Więzienie ma to za sobą, że nie daje uznania odległości, – tak jakbym był u Dominikanów [więzienie, w którym przebywał po aresztowaniu], rzeczy, które mam ze sobą, ciągle mi Was przypominają, ale i bez nich nie zapomniałbym o Was. [L 48 – do rodziny; Niżni Nowogrod, 07.1864]

  10. Nie będę Was bawił opisaniem miejsc, przez które przejeżdżaliśmy, raz dlatego, że wiele co widać z więziennego dziedzińca, a powtóre, że jestem nieczuły na piękności tutejszej przyrody. Rzeki, wsie, góry, lasy, domy, ulice, jak wszędzie, również żołnierze, z którymi wyłącznie mamy do czynienia, bo Naczalstwo lęka się pokazywać między nami, żebyśmy nie zarzucali je prośbami, które nie są do wykonania. […] Co do straży więziennej, jużeśmy mieli dość czasu, żeby przywyknąć do niej. Jest to jak mur, któż ma ochotę o niego uderzać sobą; to poczucie całkiem jest wystarczające. [L 48 – do rodziny; Niżni Nowogrod, 07.1864]

  11. Samo życie ma swoje drobiazgowe szczegóły, te wzbudzają wzruszenia, nie brak więc i nich. Tak na przykład wczoraj był piątek, przyniesiono obiad z drugą potrawą mięsną; długo rozmyślałem, czy łamać post, tłumaczyć siebie podróżą. Wstrzemięźliwość przemogła, i zaraz zostałem wynagrodzony za nią, gdyż mą mięsna porcję mogłem oddać osobie, która wcale obiadu nie miała. Otóż i wzruszenie; i skrupuły się czasem na coś przydadzą. Nie śmiejcie się tylko ze mnie, ale Mateczka mnie rozumie. [L 48 – do rodziny; Niżni Nowogrod, 07.1864]

  12. Jazdę teraz mamy nawet przyjemną; statek urządzony całkiem jak więzienie; budki strażnicze, sztachety, kraty, nary (wspólne łóżka), ale dotychczas miejsca dużo, a rozmaitość widoków, urocze wybrzeża Wołgi, świeże powietrze na pokładzie – każą zapominać o bliższych szczegółach, dalej myśl i wzrok unosząc. Towarzystwo nasze znowu się uszczupliło: […] [L 49 – do rodziny; na statku, 08.1864]

  13. Jeżelibym miał talent pisarski, mógłbym dzisiaj niemało obrazów skreślić. Mieliśmy w nocy burzę z ulewą, piorunami, widok okolicy oświetlanej błyskawicami mógł najbardziej nieczułych na piękno natury zachwycić; staliśmy na statku przy brzegu wyniosłym; noc była całkiem ciemna; domy, chaty, rozrzucone na pochyłości, i cerkiew, stojąca na szczycie wybrzeżnego pasma gór, przy świetle błyskawic, jakby siłą jaką czarodziejską wyrywały się z ciemności i znowu w niej się topiły. [L 49 – do rodziny; na statku, 08.1864]

  14. Dobiliśmy z Niżniego do Kazania, gdzieśmy się spotkali z liczną partią zesłanych z Rusi, tj. z Podola i Ukrainy. Dotąd tylko byli sami z Litwy. Z Korony, tj. z Królestwa Polskiego, wieziono skazanych osobno na samo miejsce przeznaczenia. Witaliśmy się serdecznie z nowo przybyłymi. Najwięcej między nimi było młodzieży uniwersyteckiej, wszyscy pełni życia. [W 151]

  15. Odbyliśmy podróż z Niżniego do Permu statkiem, płynęliśmy Wołgą i rzeką Kamą, podziwialiśmy piękność brzegów, szczególniej Kamy, które się odznaczają żyznością i pięknością położenia. Po tylu miesiącach niewidzenia obszaru większego od przestrzeni w 4 ścianach zamkniętej, oko z rozkoszą topiło się w niezmierzonej przestrzeni pól, łąk i lasów nadbrzeżnych. [L 50 – do ojca; Perm, 08.1864]

  16. Podróży niewygód dotąd nie doznałem, jeżeli były jakie, to niedotkliwe, nużąca tylko długość podróży i nieczynność łącznie z nią, która ma cechę, acz niedobrowolnego, próżnowania. Lecz kiedy to się dzieje z woli Boga – widocznie więc, że milsze mu to próżnowanie, aniżeli zbytek pracy. [L 50 – do ojca; Perm, 08.1964]

  17. Od samej Permy włącznie aż do dalekiego Wschodu olbrzymie obszary przed Uralem i poza Uralem stały się nieznającym granic cmentarzem dziesiątków tysięcy ofiar, wyrzucanych z łona własnego narodu. Pochłonięte one są na zawsze. Tym zaś ze skazanych, którym w maluczkiej stosunkowo liczbie Opatrzność powstać z tych grobów pozwoliła, nie wolno było wrócić do dawnego rodzinnego ogniska (za wyjątkiem niektórych tylko osób), musieli więc przytułku szukać za obrębem domu swego i w samej ojczyźnie ocucić się jakby na obczyźnie. [W 152]

  18. Samo miasto Perm już naprawdę, bez żadnej przenośnej myśli, stało się istnym cmentarzem. W więzieniu zapanował straszny tyfus; bez pomocy odpowiedniej lekarskiej, bez ratunku Sakramentów świętych, natłoczeni w szpitalu, rozstawali się nasi z tym światem. Niezmierzona w miłosierdziu swoim Opatrzność Boża samą zawziętość przeciwko zesłanym gubernatora miejscowego spożytkowała ku wyższemu dobru. […] Nakazał generał wnet o kapłana się postarać. Wezwany został z Orszy czy z Mohilewa ks. Szostakowski; nasamprzód jako kapelan, gdy pozwolono urządzić parafię, pełnił następnie obowiązki proboszcza i rzecz ku większej chwale Boga się obróciła. [W 152-153]

  19. Niech tylko Droga Mateczka będzie o nas spokojną, niech nie uważa postanowienia mego za upór – wszystko przemawia za tym, ażebym ruszał i dalej drogą etapową; jeżelibym nie czuł siebie w stanie jej odbycia, nigdybym Pana Boga nie kusił i dla siebie nie wymagał cudu. [L 51 – do rodziny; Perm, 08.1864]

  20. Porzuciłem go dzieckiem, spotkałem już statecznego młodzieńca [przyrodni brat Gabriel]; odznacza się uczynnością i porządkiem – ten ostatni przymiot nie nasz familijny, będę się u niego uczył porządku. [L 51 – do rodziny; Perm, 08.1864]

  21. Z Permu jechać wypadało na wózkach, na trzech dano jeden wózek, od stacji do stacji. […] Czas był piękny, pogoda sprzyjała; okolica urocza, szczególniej w górach Uralu, poza Uralem ciągnęła się olbrzymia górno syberyjska równina. Nie odczuwaliśmy przeto zbytku niewygody, którą nad miarę obciążeni byli nasi poprzednicy. Z początku pędzono piechotą w zawieje i mrozy, nie można było ukąsić chleba, który w kamień od zimna się zamieniał. Straszna śmiertelność nastąpić przez to musiała. Rodziny obarczone dziatkami nie były oszczędzane. Te następstwa, nieludzkością spowodowane, zmieniły stan rzeczy i zarządzono przeto inny sposób transportu. [W 153]

  22. Kilka osób sądzonych tak samo jak ja wysłani zostali do fortecy w Nikołajewsku, przy ujściu rzeki Amuru, na końcu Wschodniej Syberii – mam więc przed sobą więcej roku drogi, jeżeli mię ten los spotka. Niech to Was bynajmniej nie trwoży, wszystko, co się stanie, będzie dla mnie dobrem, jeżeli tylko Bóg mię nie opuści, a staram się przy nim utrzymać w miarę sił moich, sam Bóg mi w tej pracy pomocy nie odmawia; dotychczas mogę tylko Mu dziękować za dobrodziejstwa Jego. [L 52 – do rodziny; Kungur, 08.1864]

  23. Modlitwy Wasze niemało mi się za mną muszą przyczyniać; przez nie zawróciłem na drogę Prawdy, przez nie na niej utrzymać się mam nadzieję. [L 52 – do rodziny; Kungur, 08.1864]

  24. Bądźcie zatem zdrowi. Ręce Mateczki do ust moich cisnę, całe rodzeństwo serdecznie całuję. Niech Bóg Was strzeże. Pobłogosławcie mię. Józef. Cioci Lince i ojcu Felicjanowi pozdrowienie. – Również wszystkim znajomym. – Z kolegów moich wileńskich został jeden Siesicki, niespokojny o żonę, do dziś dnia nie ma od niej żadnej wieści. – Do Ojca, do Nowogródka, stąd nie piszę, list mój zapewne mu przeszlecie, o błogosławieństwo Jego proszę. [L 52 – do rodziny; Kungur, 08.1864]

  25. Bądźcie łaskawi przysłać mi do Tobolska: Teologię Perrone, słownik i gramatykę łacińską, dzieła Nicolas i Tomasza à Kempis, książki moje matematyczne i mechaniczne, także słownik angielski i niemiecki; kilka książek angielskich i polskich według Waszego wyboru. – Bóg nas swą pomocą wspiera, módlcie się za nas. [L 53 – do rodziny; Kungur, 08.1864]

  26. Wyruszyliśmy z Kunguru w dalszą podróż do Tobolska. W pewnych miejscowościach znajdowały się szpitale, a w nich niemało nadużyć. Szczególniej w jednym, nie pamiętam, w którym miasteczku, naczelnik etapu niektórych wygnańców, bardziej na oko zamożnych, umyślnie zatrzymywał pod pozorem słabości i jak mógł, korzystał z tego rodzaju zdobyczy. Przebyliśmy szczęśliwie tę pustkę, bolejąc nad tymi, którzy, jakby bez wyjścia, byli do niej trafiali. Opowiadano różne rzeczy o przebiegach felczerów, którzy jak możnowładcy w szpitalach w pokusach chciwości własnych swych chorych po prostu morzyli. [W 154]

  27. Nie gniewajcie się na mnie za nieprzyjęcie rady Waszej odbycia podróży pocztą. Doprawdy nie było po co spieszyć, a jeżeli Bóg zechce utrzymać mię przy zdrowiu, to i przy podróży etapowej ono mię nie opuści. Zdrowie swe szanuję, rzadko doznaję niewygód, pogoda nam dotychczas sprzyjała, mieszkańce tutejsze mówią, że ktoś musi bardzo Pana Boga prosić o pogodę dla nas. Ta mowa przypomniała mię Wasze usposobienie. Czyście sami zdrowi, oby Bóg nie odmawiał Wam darów swoich, ciągle Go o to proszę. Czy przyjmuje On niegodne modły moje – zresztą niech się dzieje Wola Jego. [L 54 – do rodziny; Sugat, 09.1864]

  28. Dzisiaj piątek – jedliśmy na wieczór mleko kwaśne z kartoflami, przypomniało mi to naszą domową kolację w Wilnie; na tę pamiątkę użyłem trochę trucizny [zapaliłem fajkę], której stale się wystrzegam. – Jestem trochę roztrzepany w drodze i tak mało uwagi zwracam na szczegóły podróży, że wtedy, kiedy koledzy moi całe foliały o podróży piszą, ja się i na wierszy kilka zdobyć nie mogę. [L 54 – do rodziny; Sugat, 09.1864]

  29. Wyjeżdżamy zwykle koło 8-ej godziny z rana, nasze kółko staje zwykle do szyku jedno z ostatnich, jedziemy po dwóch, zwykle po trzech na wozie. Kiedy pogoda była lepsza, część podróży odbywałem pieszo, teraz zwykle drzemię, albo jeżeli wóz wygodny na dobre śpię przez znaczną część drogi. Przejeżdżamy na stację po południu, czas poświęcamy odpoczynkowi, jedzeniu, czytaniu, modlitwie. – Po przebyciu pięciu lub sześciu stacji, mamy kilkudniowy wypoczynek, zwykle w powiatowym mieście. – Oto wszystko, co mi zostaje z wrażeń podróży. [L 54 – do rodziny; Sugat, 09.1864]

  30. Przypatrując bliżej usposobieniu kolegów moich podróży, ledwo kilku znalazłem z istotną wiarą, poddających się Bogu i Kościołowi; nieuctwo w sprawie religijnej prawie powszechne, mędrkowania nie brak, coraz bardziej przeświadczam się o konieczności uczynienia dzieła takiego, jakim jest dzieło Perrone powszechnym. – Będę prosił Boga o danie mi sił do podjęcia się tej pracy, obym mógł wykonać to zadanie; ludzi szukających prawdy wielu, nie umieją tylko znaleźć jej. [L 54 – do rodziny; Sugat, 09.1864]

  31. Samowar na stole, zabieramy się do herbaty. – Zaczynam przywykać do palenia, mówią, że to jest rzeczą konieczną na Syberii, gdzie szkorbut łatwo się udziela. Jeszcze w Niżnim rozstałem się z fajeczką i tytoniem co miałem z Wilna, teraz muszę się w nie zaopatrzyć... [L 54 – do rodziny; Sugat, 09.1864]