GRUDZIEŃ

Rok B


  1. Wiesz, mój drogi, że ciągłym marzeniem moim jest poświęcenie się na służbę Bogu bezpośrednio w stanie kapłańskim, jeżeliby Bóg chciał zaliczyć mnie do sług swych ołtarzy. W razie niemożności – pośrednio chociażby przez pracę właśnie taką, jaką Ty mi przed oczy stawisz. – Zapewne twarde to jest powołanie i tym bardziej zatrważać mogące mnie, który już z doświadczenia poznałem własne niedołęstwo i niemoc wobec powierzchownie łatwego zadania krzątania się koło umysłu i serca dziecinnego. […] Dziwnym mi się wydaje, że aż do Permy trzeba kołatać o indywiduum odpowiednie, czy by też na miejscu nie znalazłby się nawet bardziej uzdolniony? Pamiętaj, drogi Jakóbie, że we mnie wypada Tobie upatrywać więcej dobrej woli, aniżeli istotnych sił i zdolności. – Znasz dobrze trudności mojej wymowy, słabość zdrowia, na koniec, oprócz jednej matematyki, którą mógłbym nieźle umieć, reszta moich wiadomości wygląda jak słownik encyklopedyczny bez wielu kart, a i te, które zostały, znacznie uszkodzone. [L 224 – do Jakuba Gieysztora; Perm, 03.1873]

  2. Ten stosunek mój z Wami niezmierną mi osłodę niesie w moich utrapieniach permskich. Ratuję się wprawdzie od nich Krzyżem Świętym i niby pracą, ale widocznie w ekonomii opatrznościowej dla związania nas wiązką miłości, odbieramy pociechy od ludzi, żeby się nauczyć ich kochać. – Przed kilku dniami zawiadomiono mię z Petersburga o rezolucji ministra względem zatrzymania mię w Permie. Do takiej nędzy doszedłem, żem się cieszył z tego jak z czego dobrego, w strachu do tego czasu będąc, czy nie każą podróżować do Złotej Hordy (Carewa) i tam jeszcze procesować się o czas pobytu w Permie. Co do zupełnego uwolnienia – c'est à resoudra [to jeszcze nie rozstrzygnięte]; za parę tygodni będę wiedział ostatecznie o moim losie. [L 225 – do Feliksa Zienkowicza; Perm, 04.1873]

  3. Druga uwaga co do wpływu jaki wywierają na usposobienie dzieci opowiadania lub czytania z życia zwierząt; nie mając a priori popędu do tego rodzaju kształcenia umysłu dziecięcego, rzadko do niego się udawałem i z tych niewielu próbek wyprowadziłem wniosek, że zwierzęcość znajduje pewien powab dla dziecka ze szkodą dla dziecka. – Dla urozmaicenia nudnej pracy wypada chyba wybierać tylko dodatnie jakieś fakta; zdaje mi się, że nieostrożność w tym razie łatwo może rozwinąć w dziecku pewną srogość i nawet ukrytą dzikość charakteru, szczególniej jeśli w kole rodzinnym, pod wpływem czujnym rodzicielskim, nie znajduje dziecko właściwej reakcji. Dziecko wyrasta na męża i w polityce narodu zostaje ta cecha przebiegłości i egoizmu zwierzęcego. – Tę zasadę rozciągnąć można i co do samego wykładu historii dzieciom i do wyboru materii do czytania. Oszukaństwo królowej Dydony niezmiernie się podoba i nie ginie z pamięci, a fakta poważne i dodatnie łatwo się zacierają. [L 225 – do Feliksa Zienkowicza; Perm, 04.1873]

  4. Nadto jeszcze choroba umysłowa, której uległo aż trzech moich kolegów akademickich i znajomość pobudek, które ich do obłąkania przyprowadziły, dały mi wiele do myślenia. Wszystkie one leżały przedtem w sercu i sumieniu, a przynajmniej w namiętnościach i potem im spaczyły umysł. – Jakiż ratunek medycyna współczesna na to nieszczęście daje? Usuwając, a przynajmniej traktując obojętnie pomoc, którą niesie religia, na choroby moralne, nie dotyka sztuka lekarska związku zła i w grubej sile materialnej, albo w jakiejś sztucznej karności i ćwiczeniach, bardziej mających na względzie podniesienie sił fizycznych aniżeli sił duszy – szuka na próżno ulgi i zdrowia tym nieszczęśliwym. […] Zapewne trzeba tu jeszcze poświęcenia się osobistego; w Kościele nie brakło jego nigdy (domy bonifratów założone przez zakonników Ś-go Jana Bożego). – Dzisiaj wszystko w rękach świeckich, szpitale zyskały, ale tylko na obszarze i zaludnieniu. [L 225 – do Feliksa Zienkowicza; Perm, 04.1873]

  5. W jednym z mych ostatnich listów wspomniałem o miejscu, które Jakób Giejsztor, zawsze wierny przyjaciel, upatrzył dla mnie; przed tygodniem odebrałem telegramę, w której stanowczo dobijają się o odpowiedź. Propozycja od księcia Eugeniusza Lubomirskiego: zająć się kierownictwem wychowania jego dwóch synów. – Odpowiedziałem, że tylko na miejscu w Warszawie mogę ostatecznie się zgodzić lub odmówić; raz dlatego, że nie chcę żadnego stanowczego kroku przedsięwziąć aż się z Rodzicami zobaczę, a powtóre, że zawsze mam nadzieję, że Bóg ułatwi mi sposób służenia mu bezpośrednio nie w świeckim stanie. – Co zaś do starań o prędsze wydobycie mię na swobodę, które starania gotowi są z Warszawy łożyć, to zostawiłem ich dobrej woli, nie chcąc niczym się zobowiązywać przedwcześnie. Mieszkanie stałe ma być w Krakowie. [L 228 – do matki; Perm, 05.1873]

  6. Wobec obojętności jakiej niejednokrotnie byłem świadkiem na wygnaniu, nieoszacowanej wartości nabiera Wasza, Najdrożsi moi Ojcze i Matko, czujność nieustająca w utrzymaniu rozproszonej naszej rodziny w jednym nierozerwanym związku miłości w Waszym sercu się środkującym. [L 232 – do rodziny; Perm, 05.1873]

  7. Modlitwa jaką ma być: intellectum illumina, affectum inflamma [oświeć umysł, rozpal serce] – mieć przygotowany umysł i serce i przed Bogiem stanąć. Częste przystępowanie do Przenajświętszego Sakramentu ułatwia przygotowanie się i postawienie siebie przed Bogiem, o ile tę łaskę nam Bóg daje. [SB 17]

  8. Matko Boża, dlaczego Cię tak mało kocham, skrusz serce moje! Aniele Stróżu mój, broń i strzeż mię! Święty Rafale, przewodniku mój, którego nieraz zasmuciłem odstępstwem moim, nie opuszczaj mię niestałego i doprowadź do przybytków Pańskich. – Święty Patronie mój, nie wart jestem Twej opieki po tylu przeniewierzeniach się! Święty Stanisławie Biskupie, święty Kazimierzu, święty Janie Kanty, święta Jadwigo, święci patronowie i patronki ojczyzny naszej, która się was zapiera, ratujcie nas ginących! [SB 18]

  9. Oto masz imię przed sobą, Boże Ojcze, któryś mię stworzył, któremu zawdzięczam to, że jestem; Boże, Synu Odkupicielu, bez Ciebie lepiej byłoby mi nie być; Duchu Święty, Ty „Zapalasz światło myślom, wlewasz miłość w serca” [por. hymn do Ducha Świętego]. [SB 17]

  10. Jeden z aktów miłości bliźniego zależy na pokonaniu w sobie wstrętu do niego w chwili, kiedy w nim się objawia jaka ułomność lub przywara i na dogodzeniu nawet jego słabości, i chociażby niesłusznemu żądaniu, jeżeli przez to małe ustępstwo możemy uniknąć jego drażliwości, nie dać powodu do złego humoru; należy w tych razach uprzedzać chociażby nawet śmieszne zachcianki, bo wprowadzając go w lepsze i weselsze usposobienie, wprowadzamy małym kosztem pokój i wesele do jego duszy, a przez to wstrzymujemy skutki, niejednokrotnie nie dające się obliczyć, z drobnych wybuchów drażliwego usposobienia. Czy zawsze byłem wierny temu prawu miłości chrześcijańskiej? Nie racz pamiętać, Panie, na wielokrotne me opuszczenia! [SB 18]

  11. Stanąłem na tym, żeby za trzy dni ruszyć; wyjeżdżam w porę, kiedy najbardziej potrzebuję i fizycznego i moralnego wypoczynku; dobry Bóg pozwala właśnie szukać go przy Was, Bóg niezazdrosny i nie gniewa się, że nie w Nim jednym szukamy ratunku w smutkach i utrapieniach naszego ziemskiego żywota. Przypominają mi się w tej chwili słowa pasterza [bp Kasper Borowski], przed kilku dniami wypowiedziane, mianowicie: Bóg znając słabość naszą, w miłosierdziu swoim nawet nie bierze na siebie sądu nad nami, bo przed Nim nigdybyśmy nie zostali usprawiedliwieni, ale daje nam za sędziów ludzi, którzy, w zastępstwie Jego, w trybunale pokuty zasiadają. To się da zastosować i do pociech, które nam się dostają pośrednio od Niego przez serca nas kochające. [L 233 – do rodziny; Perm, 06.1873]

  12. Pomijam inne szczegóły pobytu w Permie, nie mają one nic wydatnego, Skutkiem przeziębienia, śniegi były tak wielkie, iż trzeba było od okien nawet śnieg odrzucać, zapadłem na zdrowiu. Udzielono mi pozwolenia na 6-ciomiesięczny pobyt w domu u ojca śp. mojego na Litwie. Około miesiąca czerwca pożegnałem kochanego ks. Fishera, odtąd nie spotkałem się z nim, aż w Krakowie, w blisko dziesięć lat później. Siadłem na statek parowy i płynąc rzeką Kamą i Wołgą dobiłem ostatecznie do Niżniego Nowogrodu, skąd koleją przez Moskwę ruszyłem w rodzinne strony. [W 191]

  13. Smutny widok człowieka stanu duchownego, jak widać było, z gruntu człowieka dobrego, a dającego się wplatać w szkodliwe towarzystwo, powoli do nałogu nadużycia trunków goniącego. Przypomniał mi się ów paroch z okolic Petersburga, podobnież temu nałogowi oddany, różniący się jednak od tamtego wychowaniem lepszym i staranniejszym wykształceniem, lecz z tym wszystkim jednąż drogą idący. Tyle jednostek, ku uczciwej i pożytecznej pracy powołanych, marnuje się w schizmie i błąkać się nadal będą w tym lub innym kierunku, dopóki duch odszczepieństwa nie z przekonania, lecz z zawziętości, ustawicznie pielęgnowany, zarazą swą państwo moskiewskie ogarniać będzie. [W 191-192]

  14. Na stacji kolei żelaznej powiedziano mi o Twojej wyprawie za granicę, Wiktora nie było w domu, powitała mię panna Katarzyna [Zawadzka] i dosłownie zawzięła się ucukrować pierwsze chwile pobytu mego w kraju, każąc mi odbywać konfiturową kurację. […] Urlop mam tylko na dwa miesiące i z przerażeniem myślę o konieczności powrotu do Permu; zabiegi o prędsze wydobycie się na swobodę żadnego skutku nie przyniosły. […] Kuracja konfiturowa panny Katarzyny wywołała mocny ból głowy, wcale nie sprzyjający rozmowie listownej; […] Ale niegodziwie się znajduję, żartując z panny Katarzyny, która mię jeszcze dawniej na wygnaniu zobowiązała swym przyjacielskim listem i niepamiętna tego, żem się na odpowiedź nie zdobył (w części dlatego, że przy moim ówczesnym usposobieniu dziwnym mi się wydawało prowadzić stosunek chociażby listowny z panną) czujnością swoją gościnną nowym długiem wdzięczności mię obarcza. [L 234 – do Masi Kalinowskiej; Studzionki, 06.1873]

  15. Jedną z najpierwszych cnót organicznych jak społeczeństw, tak również indywiduów – jest konserwatyzm. To właśnie rzuca mi się w oczy w Studzionkach: wszędzie poszanowanie pamiątek, nagromadzenie nowych, widoczny węzeł przeszłości z teraźniejszością; ręka zachowawcza Drogiej Masi widocznie była dbałą o zachowanie tradycji. – Umysł przyzwyczajony, biegiem wypadków, do ciągłych zmian i przewrotów z rozkoszą spoczywa na przedmiotach i porządku zachowanych bez zmiany od tylu lat. Sam domek nie tylko że się ku starości nie nachylił, ale jeszcze jakby wyprostował się i odmłodniał. [L 234 – do Masi Kalinowskiej; Studzionki, 06.1873]

  16. To, co tylko podejrzewać mogłem czytając listy osób, które mię poprzedziły, obecnie dotykam i na sobie sprawdzam. Kraj tak wygląda, jakby zeń duszę wydarto, zgnilizną dotknięty i robactwo już go toczyć zaczęło. Najbardziej ukochane osoby po śmierci, kiedy je zepsucie już dotknie, stają się nieznośne; gwałt trzeba zadawać naturze własnej, chcąc się do nich zbliżyć. […] Zaledwie gdzieniegdzie światełko dostrzec można. Czytamy w Piśmie Ś-ym o zachowaniu w studni ognia z przybytku Pańskiego w czasie pogromu Żydów i zburzenia Jerozolimy za Nabuchodonozora. Bóg zachował je do czasu wydobycia z gruzów świątyni swojej. Podobneż światło może gdzie się i ukrywa w sercach niedotkniętych zwątpieniem i niewiarą, niezbałamuconych samorytańskim postępem. […] Naprawdę teraz nie potrafię oznaczyć nie tylko mego stanowiska społecznego, ale nawet dążności wewnętrznych; kiedyś kierowałem je ku chwale bożej i łączeniu się z Bogiem – obecnie, w czasie mego pobytu w domu, zaledwie raz jeden mogłem być w kościele odległym od nas o 4 mile. Z okien mego pokoju widzę krzyż na kościółku hrozowskim, zamkniętym przed kilku laty. [L 237 – do Feliksa Zienkowicza; Hrozów, 07/08.1873]

  17. Utrzymujemy bardzo nieliczny stosunek sąsiedzki, trudno więc wydać sąd o towarzystwie tutejszym. Nadstawując jednak nieznacznie ucha na przelotne gawędy, dedukcyjnie mógłbym zarzucić brak poważniejszej myśli, a indukcyjnie wygląda trochę na rozprzężenie nie tylko towarzyskie, to już w części istnieje, ale także i domowe, daleko groźniejsze. Dla jedności potrzebne koniecznie ognisko, do którego by jednostki zmierzały; zamęt pojęć religijnych, wprowadzonych do kraju Reformacją, już wydał swoje skutki polityczne i społeczne, a w części się odezwał w życiu rodzinnym; dzisiaj już nowinki z Zachodu znajdują urodzajną rolę i w naszych zapadłych stronach i tym łatwiej się szerzą, że ta, głównie, część kraju nie tylko jest pozbawioną zasobów towarzyskich, ale też i religijnych. – Nie ma pierre de touche [kamienia probierczego] i srebro warszawskie uchodzi za prawdziwe. – Dzisiaj jeszcze to się daje tylko przewidzieć, bo młode pokolenie skrępowane starym, broniącym tradycji. Zapewne że i dawniej nie był u nas raj; ale jeżeli do nieszczęść płynących z ułomności natury ludzkiej, dodamy te, które płyną z ułomności wymysłów ludzkich, to pewno, że zło spotęgować się musi. [L 237 – do Feliksa Zienkowicza; Hrozów, 07/08.1873]

  18. Pozwolono mi przedłużyć urlop mój jeszcze na dwa miesiące, […] Czas ubiegł tak prędko, że trudno się pogodzić z myślą, że to już trzeci miesiąc pobytu. Będę musiał porzucić Ojca, który jeszcze nie całkiem do zdrowia przyszedł i któremu mógłbym być pomocnym w zajęciu się najmłodszym bratem [Jerzym]. To też mnie najwięcej boli, bo co do samej przyjemności, trochę bezwładnej, pobyt w kole rodzinnym, to tę ostatnią trzeba poświęcić realnej stronie życia. – Twardo bodaj brzmią te wyrazy, ale też i życie twarde. – Daleka wprawdzie droga do Permu i tym dalszą się wydaje, że trzeba jechać dla czasowego tylko pobytu z największą niepewnością jak się życie urządzi na przyszłość. Osładza tę gorycz myśl, że z drugiej strony znajdę tam tę pociechę i zasiłek duchowny, jakiego tu nie mamy. Brak potrzebnych warunków religijnych jest tak wielką ujmą na wsi, że stale i rozmyślnie temu się poddać jest wielką nieostrożnością. – Skutki tego widzę i w niepokoju wewnętrznym osób, których życie przeważnie w przeszłości było oparte na praktyce religijnej, i doświadczam na sobie. [L 239 – do Ludwiki Młockiej; Hrozów, 09.1873]

  19. Z pobytu w rodzinnym ognisku przez wspomniane sześć miesięcy same żałosne wrażenia. […] Sam Hrozów wzięty w dzierżawę przez brata mego Karola, który oddał dom dworski na mieszkanie naszym śp. rodzicom. Z okien piętra domu, widzieć mogłem naprzeciw dawny kościół parafialny zamknięty i oddany na skład popowi cerkwi miejscowej. W okolicy nie było żadnej parafii katolickiej, w której można byłoby znaleźć pomoc duchowną. W najbliższej miejscowości, w Klecku, proboszcz skłaniał się do uległości rządowi w rzeczach rytuału na język moskiewski przetłumaczonego i tak twierdzono, gdy archierej schizmatycki przyjechał do Klecka, procesjonalnie go spotykał. [W 192-193]

  20. W Słucku, o parę mil od Hrozowa odległym, podobnież proboszcz miejscowy przyjął wspomniany rytuał i kościół w czasie Mszy św. stał pustkami, gdyż nikt nie chciał brać udziału w podobnym nabożeństwie. Zaledwie więcej niż o cztery mile od Hrozowa można było w niedzielę i święta odpowiednią służbę kościelną znaleźć, co dla odległości miejsca nie zawsze było możebnym. Wypadło przeto znaleźć się we własnym kraju w gorszych warunkach aniżeli w Irkucku i Permie. W samym nawet otoczeniu w tych miastach między ludnością miejscową widziało się więcej przyjaźni i dobrej woli niż w ludności wiejskiej rusińskiej, trzymanej na uwięzi przez władze policyjne i cerkiewne. [W 193]

  21. Skutkiem łożonych w Petersburgu starań pozwolono mi nie wracać do Permu, lecz zatrzymać się na mieszkanie w Smoleńsku. Po upływie dozwolonego czasu do pobytu w kraju pożegnać musiałem rodzinę i zdążyłem do Smoleńska. Zesłała mi Opatrzność Boża w tym mieście anioła wybawiciela w osobie, przed paru laty zmarłego w Petersburgu, ks. Cypriana Bielikowicza. U ks. proboszcza miejscowego, ks. Denisewicza, wyprosił dla mnie pokoik wolny na probostwie i wyrwał mnie tą drogą z otoczenia świeckiego, od którego jużem był odwykł. Kościółek niewielki wówczas (dzisiaj, jak mówią, znacznie powiększony); na wzgórzu poza miastem, wyglądał jak gwiazda na ciemnym tle miejscowym. W ciągu tygodni, które wypadło spędzać w samym mieście, serce ciągle doń się wyrywało, i jedyną siłą i pociechą dla duszy był widok tego przybytku Zbawiciela na naszym padole płaczu. [W 193-194]

  22. W Smoleńsku, również jak i poprzednio w Usolu, Irkucku, w Permie, czas ubiegał przy zajęciach naukowych z dziatwą, przeważnie z córeczkami państwa Poźniaków i z chłopaczkiem państwa Czarnockich. Pierwsze godziny poranku łatwo spędzać mogłem w kościele przed Panem Jezusem, w pokoiku na probostwie, oddając się czytaniu; wieczór rzadko u znajomych, chyba tylko częściej do jednego z wygnańców, zamieszkałego w miecie i przez długi czas słabującego. Najmował on izdebkę w rodzinie podoficera żandarmerii, uczciwego i chętnego człowieka. Od niego niemało dowiedzieć się było można o wypadkach kradzieży i innych przestępstwach miejscowych. Zwykł był wieczorami przebierać się w strój zwyczajny, jaki chowają mieszczanie, ukrywał swą cechę żandarmerii i w kabakach, tj. szynkowniach przesiadując, odszukiwał winowajców. [W 195]

  23. Pośpieszyłem do mieszkania zakrystiana, stanął przede mną istotnie hrabia NN., lecz w jakiej postaci: w oberwanym chałacie, do samych pięt sięgającym, w starych pantoflach, słowem, w ubiorze raczej ze szpitala obłąkanych aniżeli z innego jakiego domu. […] Po otrzymaniu prawa do powrotu do rodziny w kraju wyruszył on z miejsca wygnania swego; bardzo skłonny do trunków, po drodze wdał się w jakieś towarzystwo, pieniądze w części na częstunki obrócił, w części w karty przegrał. A gdy nie miał czym odpłacić przegranej, odarli go ze wszystkiego i ubrali w strój, jak wyżej, i w drogę dalej bez grosza wyprawili. Ledwiem potrafił zaradzić wszystkiemu; wypadło zebrać składkę na podróż dalszą, opatrzyć w ubranie, uśmierzać popęd do picia, wstrzymywać wybuchy usposobienia już trochę umysłowo chorobliwego i popędliwego, na koniec odwieźć na stację kolei żelaznej, gdzie po kupieniu biletu tylko na samym odjeździe można było dać trochę pieniędzy na drogę, a ze stacji na peron kolejowy przeprowadzić tak, aby go policja nie zatrzymała, gdyż niespokojnie się zachowywał. Opatrzności i Miłosierdziu Bożemu przypisać tylko mogę pomyślne załatwienie wszystkiego. Wypadek ten podaję nie na potępienie samego NN., lecz jako bolesny przykład, a razem i strzeżenie dla każdego z nas. [W 196]

  24. Jedynie ustawiczna straż nad sobą, ukracanie popędów do zadawalania się pożądliwościom, bezprzestanna ucieczka do Boga i posługiwanie się środkami ku odradzaniu się duszy naszej, które środki Zbawca nasz pozostawił w Kościele świętym, mogą nas utrzymać jakby w warowni przeciwko najazdom ciała i szatana. Nie zaradzi potrzebom naszej duszy ani wysokie urodzenie, ani najstaranniejsze wychowanie i nabyte wykształcenie, jeżeli ustawać będziemy w czuwaniu nad sobą i zaniedbamy szukania pomocy z wyż od Boga. Nieprzyjaciele zbawienia naszego obedrą duszę z szat ozdobnych łaski Bożej i w chałat potworów grzechów łatwo obłóczą. Od czego zachowaj nas, Boże! [W 196-197]

  25. Wzdycham do porządku, bo nic tak nie miesza porządku wewnętrznego, jak niepokój zewnętrzny. – Jakże trudno o ten ostatni; zaczynam nawet przychodzić do przekonania, że go nie ma na świecie i że w uciskach całe życie przejdzie; bo sumienie wolne łatwo podnosi do Boga duszę i ciężar życia ochoczo się niesie. – Nie bardzo też się poddaję smutkowi i niezwłocznie zacznę szukać sobie pracy, która by i godziny dnia zapełniła i dałaby praktyczne rezultaty. – Oby tylko Bóg łaskawy dał Drogiemu Ojcu zdrowie i myśl swobodną; pobyt mój w rodzinie bardzo i bardzo mię upokorzył: nie tylko, żem nie potrafił się przyczynić do przyniesienia Wam choć małej ulgi, ale nawet niepokoju przysporzyć zdołałem. – Pocieszam siebie i Was słowami Maryni: „le jour se fera et la paix reviendra” [dzień przeminie i pokój wróci]. [L 241 – do ojca; Smoleńsk, 10.1873]

  26. Staranie o zostanie tu, później kłopoty o znalezienie mieszkania i uregulowania życia, trzymają mię w ciągłym rozproszeniu. Chwilami tylko mogę wznieść myśl do Boga i do Was. – Zostawiłem Was w takiej niepewności – wszystkich prawie członków naszej rodziny, że aż gorzko mi się robi, gdy wspomnę ile też i ja Wam dodałem niepokoju, i zamiast tej pociechy, jakiej spodziewaliście się, że Wam przyniosę, tylko nowego zamieszania stałem się przyczyną. – I z tej strony pokory trzeba się uczyć i poznać, jaką nicością jest człowiek. Ale trzeba brać życie takim, jakim je Bóg daje, więc z dobrą myślą naprzód się posuwać, korzystając z poznania słabej strony naszej. Wprawdzie jest to rodzaj męczeństwa, ale męczennicy z radością je przyjmowali. [L 242 – do matki; Smoleńsk, 10.1873]

  27. Pisałem do Ciebie z domu, dzisiaj odnawiam zatartą o mnie pamięć nowym listem, szczególniej, kiedy i kalendarz wymaga tej pamięci: wszak Święty Feliks już blisko. – Więc jeszcze Ci z daleka przesyłam bratnie w ten dzień pozdrowienie, życząc Ci, abyś w twej duszy niósł pełność życia, nie wypatrując jej ani od miejsca, ani od czasu, ani od siebie samego – ale od Boga. Nisi Dominus aedificaverit domum, in vanum laboraverunt qui aedificant eam [Jeśli Pan nie zbuduje domu, próżno pracowali, którzy go budują (Ps 127,1)]. [L 243 – do Feliksa Zienkowicza; Smoleńsk, 10.1873]

  28. Z listów moich poprzednich wiadomo Ci być musi, że po zapewnieniu sobie możności zatrzymania się w mieście, i załatwieniu stosunków z lekarzem i urzędem, przeniosłem się z hotelu do mieszkania doktora Czekotowskiego, gdzie i zostaję do dzisiejszego dnia, wypatrując tymczasem odpowiedniego mieszkania. […] Całe życie moje przywykłem mieć kogoś bliskiego tuż obok siebie; wzdycham więc do moich przyjaciół, z którymi łączyła zła i dobra dola. […] Po przeniesieniu się doktora na nowe mieszkanie, skutkiem przyjazdu żony, zostałem zupełnie samotnym. Czas mój będę się starał podzielić: z rana w kościółku nabierać na cały dzień męstwa; przy tym będę miał i ranną przechadzkę. Południe pracować w domu nad fizyką, aż odbiorę inne książki specjalne albo znajdę jakie zajęcie; wieczory spędzać za domem i koło 9-ej układać się do snu. [L 244 – do ojca; Smoleńsk, 10.1873]

  29. Myśl próżnująca jest jak grunt nieurodzajny, albo raczej nieuprawny – nic z niej nie wytryska, oprócz chwastów, właśnie tego doświadczam. Póki człowiek się znajduje przy mądrych ludziach i mądrych książkach, zdaje mu się, że też i on sam coś znaczy i umie; postawiony zaś samotnie, bez żadnych poważniejszych pomocy zewnętrznych, bez pracy, która by dawała pobudkę do myślenia, złudzenie niknie i postawiony, że tak powiem, w cztery oczy przed Bogiem, poznaje nędzę swoją. […] Dzisiaj miałem list od Karola Falewicza, przysłał mi dzieło o budowie portów; na myśli port libawski. – Jeżelibym był wolnym, mógłbym mieć w gub. Smoleńskiej korzystne zajęcia latem; wszystko to bardzo pożyteczne, ale nie raz sobie myślę: w handlu, przemyśle, technice – ludzi jak mrowia – a w Kościele? [L 245 – do Marii Kalinowskiej; Smoleńsk, 10.1873]

  30. Dziękuję Bogu za zdrowie, które mi pozwala na wędrówkę po błocie i słocie. Stanowią mi te kłopoty niejaką rozrywkę, bo w mieszkaniu trochę nudno samemu; przechadzki, tak swobodnej jak w salonach hrozowskich, w szczupłych dwóch pokoikach mieć nie mogę, a być ciągle w gościnie również nie wypada – więc, przy zręczności dobrze, chociażby pod przymusem, wyjść z domu. […] A teraz, mój chłopcze, nie oglądając się w tył, posuwaj się naprzód w dobrem i zbieraj póki czas zapasy naukowe i zasługę z wykonania drobnych na pozór, ale wiele znaczących przed Bogiem, cnót domowych. Kto zachowa wierność w małej rzeczy, temu łatwiej będzie rządzić się i w wielkich. Niech Ci w tym dopomaga Zbawiciel nasz i Matka Jego Najświętsza. Całuję Cię serdecznie, brat Józef. [L 246 – do Jerzego Kalinowskiego; Smoleńsk, 10.1873]

  31. W Smoleńsku nie jest mi źle, za kilka dni przeniosę się na probostwo, gdzie będę miał porządny pokój z usługą i opałem za małą pracę [por. L 249 – lekcje francuskiego]; ofiarują też mi tam i stół w dodatku, mam tylko trochę skrupułu przyjąć go; jakkolwiek się stanie, aby tylko zdrowie, już mogę sobie zdobyć pracę na utrzymanie i urządzenie się według mego usposobienia. – Mogę więc wyczekiwać rezolucji, nie żałując tego, żem się tu zatrzymał. W dzień Wszystkich ŚŚ. wypadło mi najniespodziewaniej trzymać do Chrztu Ś-go córeczkę [Zofię] Stanisława [Sławińskiego], w parze z panią Witoldową. [L 247 – do ojca; Smoleńsk, 11.1873]