PAŹDZIERNIK

Rok B


  1. Irkuck stoi dotąd niewzruszony na swoich posadach; wytrzymał dawniej trzęsienia ziemi, a wstrząśnienia społeczne na Zachodzi nie dotknęły go. – Też same zawsze karawany z herbatą przezeń przechodzą, a wpływ postępu wyraża się towarami i sprzętami, które w niemałej ilości i z Warszawy do magazynu Szlenkiera dążą. Oby też ten sławny postęp naszego wieku ten kraj od swoich innych wpływów oszczędził. – W dzisiejszych warunkach, kiedy tylko misje błędu mają otwarte pole czynności, może szczęśliwiej dla ludzkości, gdy mniej jest światła sztucznego, a więcej ciemnoty naturalnej. [L 175 – do Ludwiki Młockiej; Irkuck, 12.1871]

  2. Uczucia wdzięczności dla Matki Bożej i świętych płynące z rozpamiętywania prac przez nich podjętych dla Kościoła, a zatem i dla każdego z nas. – Gdy na ziemi wszystko się zdobywa pracą, wykonywaną pod okiem Boga i przy pomocy Bożej, więc i dla ustalenia instytucji kościelnej musiały być podjęte prace, zacząwszy od Zbawiciela na krzyżu, aż do nam współczesnych Jego na ziemi namiestników. A te prace, czy podjęte dla jakiejś oderwanej idei? Nie! Bezpośrednio dla szczęścia każdego człowieka osobno, więc i dla mnie, i dla ciebie, miły bracie. [SB 15]

  3. Potrzeba modlitwy za rodziców i dobrodziejów, jako jedyna droga wywdzięczenia się uczynkiem miłości za ich miłość ku nam. [SB 15]

  4. Cuda antychrysta nie powinny nas trwożyć i wątpliwą czynić wiarę w Zbawiciela, bo gdzież byłaby prawda do przyjścia antychrysta? Tu właśnie w całej potędze jaśnieje moc objawienia Bożego, od kolebki ludzkości przyświecająca słabości ludzkiej i uprzedzająca proroctwem, by się miała na baczności. – Przyświecaj nam, Boże, w ciemnościach umysłu, utrwalaj nasze zmienne serca, pokrzepiaj słabą wolę! [SB 16]

  5. Dwa lata od podpisania mego ułaskawienia skończą się w końcu lipca albo pierwszych dni sierpnia […] Jakkolwiek bądź Bogu się podoba pokierować tą sprawą, już dzisiaj pewnikiem dla mnie, że najdalej za rok już będę mógł stanąć na ziemi rodzimej, wśród Was, Najdrożsi Rodzice, i gromadki rodzinnej, i przy pomocy Bożej do pewnej normy życie i pracę skierować, po tylu latach dobrowolnego i przymusowego tułactwa. [L 176 – do rodziny; Irkuck, 01.1872]

  6. Prosiłem Drogą Panią o szczegóły o stanie zakonów duchownych w kraju; dowiedziałem się później, że nowicjaty zniesione; więc nadzieje moje znowu rozwiane, widać, że Bóg każe mi walczyć z trudnościami dla zdobycia sobie stanowiska w Jego milice militante [milicji wojującej]. Bojowanie o chleb powszedni, prawie ciągła słabość fizyczna, organizm sterany przeszłością, zrobił ze mnie istotnego niedołęgę. Dla odrodzenia się potrzebuję tej karności i przewodnictwa, które są tylko w zakonach. [L 177 – do Ludwiki Młockiej; Irkuck, 02.1872]

  7. Kiedy już wprowadziłem Panią na ten grunt, staje mi na myśl „Przegląd Katolicki”, który też walczy za prawdę; ale ostatnimi czasy jesteśmy tu zgorszeni trochę niewłaściwą bronią, której on się jął, rzucając już po prostu obelgi na swoich przeciwników. Zwolennicy tego pisma utyskują na ten kierunek, który nikogo nie przekona, a niejednego zrazi. Kobieta nieraz jednym wyrazem w porę powiedzianym błędy mędrców może naprawić. - Niech czuły słuchacz resztę sam sobie w sercu dośpiewa. [L 177 – do Ludwiki Młockiej; Irkuck, 02.1872]

  8. Czas rozwiał wszystkie ułudy, którymi tak słodko poiła się dusza od dzieciństwa: straciła się wiara i w siebie, i w ludzi, i w stałość szczęścia na ziemi, na niej tylko miłość Wasza jak opoka niewzruszona. […] Bóg obiera serce ze wszystkich przyrodzonych przywiązań, może dlatego, żeby więcej miejsca utworzyć dla takich, w których się więcej szuka nie siebie lecz bliźnich. [L 178 – do ojca; Irkuck, 02.1872]

  9. Ale to są rzeczy podrzędne. Szczerze mówiąc, od czasu kiedy zaświtała nadzieja powrotu, Irkuck stał się dla mnie nieznośnym, a dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek bądź obcym. Walczę z tym usposobieniem bronią religijną, nie chcąc się poddać znudzeniu, które ze wszystkich kątów mię napastuje. Proboszcz jeszcze nie wrócił, jeszcze więc korzystam z jego pokoi, zwróconych na południe i pełnych dzisiaj światła słonecznego. [L 179 – do rodziny; Irkuck, 02.1872]

  10. Piszę dzisiaj w chorobie, która już mię blisko miesiąc trapi, chwilowo ustępując, już znowu wracając, jak zwyczajnie febra, albo przynajmniej jej pokrewna. […] Mając nadzieję wyjazdu latem zupełnego z Irkucka do Królestwa, przygotowywałem się do życia; obecnie, szczególniej, jeżeli nadzieja mię ta zawiedzie, musi być wypadnie gotować się do powolnego stlenia, bo i siły fizyczne słabe, i co gorsza, znużenie moralne i niesmak do wszystkiego mię opanowują. Walczyć jednak trzeba z losem i dobijać do zdrowia, żeby się nie pokazać bardzo znękanym rodzinie. [L 180 – do Jakuba Gieysztora; Irkuck, 02.1872]

  11. Widzisz więc, mój drogi, z tego dorywczego obrazku, że ludzie praktycznie się krzątają koło swoich potrzeb i są jakby wyrzutem ciągłym takim jak ja niedołęgom, co po tylu latach w Syberii spędzonych, ledwo kilkaset rubli na drogę złożyć potrafił i ciągle jest w strachu, że może je wypadnie jeszcze zjeść albo na lekarstwa użyć na miejscu. Jakże łatwo czynić wota cierpliwości w cierpieniu i niepowodzeniu, ale jakże trudno się poddaje natura cierpieniu i jak trudno jest cierpieć. I w tym stanie jakaż ciężka dola bez zasobów wiary. Z jakiegokolwiek bądź punktu życia wyjść wypada, zawsze do tego ogniska się trafia. [L 180 – do Jakuba Gieysztora; Irkuck, 02.1872]

  12. […] Pan Bóg wie, co robi i prowadząc mię przez chorobę i jej skutki i następstwa możebne naprowadza mię na drogę miarkowania chociażby godziwych przyrodzonych uczuć. […] Przegroda, jaka nagle stanęła między mną a światem przez stosunkowe niepowodzenie materialne, chorobę i ostatni bardzo dotkliwy dla mnie artykuł, postawiła mię sam na sam wobec Boga i przygarnęła mię bardziej do Niego. [L 181 – do Ludwiki Młockiej; Irkuck, 02/03.1872]

  13. Piszę ten list wilią [wigilią] Ś-go Józefa i w dzień wielce przykrego aktu – mycia w domu podług, do czego, jak pamiętam, od dziecka miałem wielki wstręt. Bogu dzięki do zdrowia wróciłem i chociaż jeszcze tchórzę wobec niektórych potraw, ale już trzeci tydzień postu minął, a marynata ze szczupaka, którą nam często do stołu podają i na którą podejrzliwym zawsze okiem patrzę, jeszcze mi ani razu nie zaszkodziła. [L 182 – do rodziny; Irkuck, 03.1872]

  14. Najdrożsi Rodzice, Na krótką chwilę biorę dzisiaj pióro do ręki: jest ostatnia ta moja czynność przed zaczęciem rekolekcji przed odbyciem Spowiedzi Wielkanocnej. Na dni kilka wypadnie mi odłożyć na stronę wszelkie stosunki zewnętrzne i troski o doczesność. [L 183 – do rodziny; Irkuck, 04.1872]

  15. Pamiętam w Wilnie zajęła mię kiedyś bardzo jedna z książek, którą znalazłem u Papy, mianowicie Wielki Tydzień ks. Kozłowskiego wydanie. Właśnie znalazłem tę książkę u ks. proboszcza w takiej samej nawet oprawie: podwójnie mi więc miło z niej korzystać. Gdy się zbieram do niej, domowa atmosfera mię otacza i to rzewne usposobienie, którego doznawałem w pierwocinach mego nawrócenia się do Boga, do serca kołacze. Jakże nie rozmiłować się w Bogu za Jego dobrodziejstwo w odradzaniu ciągłym życia duchowego; bez Niego, w takich natarczywościach losu, gdziebym się oparł i teraz nieraz stają mi w myśli słowa Apostołów do Zbawiciela: „Panie, dokądże pójdziemy, wszak Ty jeden słowa żywota wiecznego masz” [J 6,68]. [L 183 – do rodziny; Irkuck, 04.1872]

  16. Jest tu kilkoro dziatwy dobrej i bogobojnej, najwięcej sierot, którym sam Bóg ojcem i matką. – Wydobyci ze środka nędzy i zepsucia i przygarnięci do ołtarza dla służby Bożej (chociaż złe nałogi w tych dzieciach z trudnością ustępują przed staraniem jakie dla ich wykorzenienia łożą), otoczeni oni są dla mnie zawsze urokiem ich nieszczęścia i osierocenia, i tym tchnieniem niewinności, która czyni dzieci, a więc i Ciebie, mój drogi braciszku, miłymi Bogu i ludziom. – Modląc się, kiedy niekiedy westchnij, mój drogi, za te biedne dziatki, którym wypadło w obcym kraju, bez opieki i miłości ojca i matki, tułać się już od kolebki. [L 187 – do Jerzego Kalinowskiego; Irkuck, 05.1872]

  17. Mnie się widzi, że wszyscy obecnie poświęcający się dziennikarstwu, za wcześnie do nauczania i krytyki się biorą. Stąd więcej do zamieszania pojęć się przyczyniają aniżeli do ich sprostowania. Stąd woda mętna i wiadome skutki. Popularyzowanie nauk jest to przeniesienie plotkarstwa z gruntu towarzyskiego na grunt naukowy, więc i z tej strony korzyść wątpliwa. [L 188 – do Jakuba Gieysztora; Irkuck, 05.1872]

  18. Wracając do zaczętego przedmiotu, szczerze i wcale nieskromne wypowiadam zdanie, że nawał pism ulotnej treści, bo, uczciwszy ich ścisłe tytuły, trudno je inaczej nazwać, nie tylko jest miarą braku poważniejszej samodzielnej myśli, ale nadto złą wskazówką na przyszłość. Cóż z ogromu wiadomości połkniętych, ale nie przeżutych i źle strawionych, jakież stąd skutki dla organizmu społecznego. – Zapewne nie brak piszącym dobrych chęci, ale obok tego wrócili oni i innych chcą nawrócić do stanu barbarzyństwa; biorę to słowo nie przenośnie, ale w dokładnym jego znaczeniu. Ale długo bym o tym pisał, więc niech czuły czytelnik sam dośpiewa sobie resztę, tym bardziej że wszystko ulega przemianie, może z poczwarki wyrodzi się pszczoła robocza. [L 188 – do Jakuba Gieysztora; Irkuck, 05.1872]

  19. Do liczby naturalistów przybył jeszcze jeden młodzian z Omska, niejaki [Jan] Czerski, […] Bardzo ujmujący młodzian, zamiłowany w pracy i bezinteresownie jej oddany. Ja nie mogę tego o sobie powiedzieć, bo robiąc rachunki meteorologiczne, głównie myślę o rachunku kieszeni własnej. [L 188 – do Jakuba Gieysztora; Irkuck, 05.1872]

  20. Nieraz myślę o spotkaniu (jeżeli Bóg łaskawy da takowe) z Rodzicami; […] jeżeli mam pragnienie wyjazdu, to głównie ze względu na Was, Najdrożsi Rodzice, i na możność, przy pomocy Bożej, ujęcia w porządek, trochę rozproszonego po różnych krańcach świata, życia. – Tu żywot wprawdzie skromy, ale równy, bliski ołtarza Pańskiego; od niejakiego czasu ks. proboszcz zachęcił mię do codziennego przyjmowania Pana Jezusa, co z rozkoszą czynię; czasami i bliźnim Bóg pozwoli być pożytecznym; a jeżeli stan bliski ubóstwa, czasami choroba, oddalenie od swoich lub jakie jednorazowe niepowodzenie zachmurzą widnokrąg – jest przynajmniej co ofiarować Bogu za tyle łask doznanych. [L 189 – do rodziny; Irkuck, 06.1872]

  21. W naszych poglądach na dzisiejszą społeczność naszą, jak widzę z tego, co w ostatnim liście piszesz, zgadzamy się prawie dosłownie; sam Bóg chyba jest w stanie pracę łożoną w kierunku jednoczącym wiarę z nauką i wszelką pracą nie tyle upłodnić, żeby ona była w stanie zrównoważyć zaślepienie większości, może dobrej wiary, ale dziwnie nieoględnej i zamroczonej dniem dzisiejszym, nie umiejącej czytać przeszłości, nie rachującej się z przyszłością. [L 190 – do Jakuba Gieysztora; Irkuck, 06.1872]

  22. W lipcu rozwiąże się mój los. Na prośbę rodziców o wydanie mi paszportu do Warszawy, w nieobecności hr. Szuwałowa dano odpowiedź odmowną i zalecono wyjazd do Rosji; ja znowu ociągam się, nie chcąc (nie uważaj tego za próżną miłość własną albo szukanie własnego li tylko interesu) rozrzucać życia w rozmaite kąty, mogąc je skupić korzystnie w warunkach stanowiska wprawdzie maluczkiego, ale opartego na pewnym, samodzielnym kierunku. – Zresztą dzisiaj jeszcze nie umiem powiedzieć sobie stanowczo: ruszaj albo zostań. [L 190 – do Jakuba Gieysztora; Irkuck, 06.1872]

  23. Najdrożsi Rodzice, Przed tygodniem oddano mi list Mamy przeznaczony do Mińska, we dwa dni później podałem prośbę o bilet do wyjazdu, dzisiaj mam go wydobyć z kancelarii, a pojutrze, jeżeli Bóg pozwoli, ruszyć w drogę. Sic fata tulerunt! [Tak los zrządził!] W Permie będę się starał zatrzymać się i stamtąd wyślę prośbę do hrabiego o zaliczenie mi lat przebytych tu i wyjazd do Królestwa z wolnym paszportem, a w razie niemożności, o zatrzymanie mnie w Permie do czasu, póki na wyjazd do kraju nie zdobędę sobie prawa. – Perm ma dla mnie te dogodne warunki, że jest tam mój dobry znajomy [Aleksander] Orłow z Irkucka inspektorem ludowych szkół, że się tam znajdą znajomi Papy, że będę miał list rekomendacyjny od tutejszego do tamecznego naczelnika żandarmerii i że na koniec, od czego wypadło mi zacząć, jest tam kościół, a nawet czasowa rezydencja pasterska. [L 191 – do rodziny; Irkuck, 07.1872]

  24. Czas jednak doprowadzić do końca te karty z przeszłości. Kreślą się one lat z góra trzydzieści po opuszczeniu przeze mnie Irkucka. […] Nie bez uczucia żalu żegnać wypadło nie sam Irkuck, lecz sporo jeszcze tam pozostałych serc przyjaznych i ten miły zakątek na probostwie, gdzie się spędziło parę lat ostatnich. Najbardziej boleśnie było pożegnać, już na zawsze, ukochanego ks. proboszcza Szwernickiego, któremu ojcowskiemu sercu i kierownictwu takem wiele zawdzięczał. [W 186]

  25. Towarzyszem podróży był młody [Teodor] Gamełło i to mi dodawało otuchy. […] Stanęliśmy w Permie 6 sierpnia [1872], w sam dzień odejścia statku. Pożegnałem Gamełłę, był to młodzieniec (zaledwie lat 18-ście musiał wówczas liczyć) rzadkich przymiotów serca, roztropności i statku, prawdziwie wzorowy. Boleśnie odczułem rozstanie z nim, zostałem sam w obcym, nie znanym mi mieście. Nie bardzom wiedział, gdzie szukać przystanku, zacząłem od kościoła. [W 186-187]

  26. Jakem już był przywykł do częstych spowiedzi i komunii św., ta praktyka w kapliczce, na oku każdego z przechodniów, na początku nie bardzo była dobrze widziana przez samych księży, z których jeden był proboszczem, a drugi tylko zamieszkiwał na parafii, quasi na probostwie. Był nim ks. Michał Fisher, przed nim zacząłem się spowiadać; powoli ta niezwyczajna tu praktyka częstego przystępowania do Sakramentów św. razić przestała. Na podwórku, gdzie była kaplica, w domu obok znalazł się wolny pokój. Poczciwy ks. Fisher sam to dopatrzył, aby ułatwić wynajęcie go na mieszkanie. Jakżem wdzięczny Bogu za to dobrodziejstwo. [W 187]

  27. Tu nieraz takie bajki krążą o ludziach, że i to, co i mnie mówiono o Jasiu [Rychlewiczu], jak również i to, co do Kochanych Rodziców o nim pisano, wypada do tych bajek zaliczyć i złożyć je na karb porywczego sądu o ludziach, opartego na pozorze. Tak mi się przynajmniej to widzi. [L 193 – do rodziny; Perm, 07.1872]

  28. Po ośmiu prawie latach kolegialnego, że tak nazwę życia, znalazłem się w Permie sam, nie skrępowany żadnymi zewnętrznymi stosunkami; niedobrze to na mnie oddziałało, a „diabolus, tanquam leo rugiens, circuit, quaerens quem devoret” [szatan, krąży jako lew ryczący szukając, kogo by pożarł – 1 P 5,8], ratowałem się w tych moich utrapieniach ucieczką do ołtarza, raz jeszcze w religii znajdując deskę ocalenia. [L 195 – do rodziny; Perm, 08.1872]

  29. Perm niezłe dotąd robi na mnie wrażenie, klimat trochę surowy, ale mówią, że zdrowy. Zajęcie, o ile mogę sądzić z warunków miejscowych, powinienem, choć skromne, znaleźć w prędkim czasie, a może też i niedługo tu wypadnie gościć. – Pociemniało tak nagle, że muszę doczekać się nocy, żeby o zmroku nie pisać. Niedługo na nią czekałem i otóżem znowu przy stoliku z piórem w ręku i cygarem w ustach; pozwalam sobie teraz niekiedy tego zbytku i muszę kiedyś wyeksploatować stanowisko Bunia [przyrodni brat Gabriel], rujnując go na przesyłkę mi jakiej paczki dobrych niemocnych cygar i w dodatku małego kalibru, bo na wielki głowy mi nie starczy. [L 197 – do rodziny; Perm, 08.1872]

  30. List mi przerwał Zygmunt Czechowicz, który tu wiele dobrego czyni; obecnie przyniósł kilka rubli dla rodziny, u której zamieszkałem i która jest w ostatecznej nędzy. […] wobec licznych potrzeb, których bodaj i ojciec nie bardzo starał się w czasie swej obecności zaradzić, matka straciła całkiem poczucie niezależności i, nie wsparta nadto praktyką religijną, cel całych pożądań swoich zakładała w wykołataniu grosza na zapchanie gęby swojej dziatwy. Dzisiaj, zdaje się, już przypomniała sobie, że i ona sama i dzieci potrzebują jeszcze chleba duchowego; słysząc przez ścianę odmawianie pacierza przez dziatwę, ich przy tym zapytania i rozmowy, podziwiam tę łatwość z jaką oswobodziła najdrobniejsze dziecinne pojęcie o Bogu od zapleśniałości i ciasnoty powszedniego i materialnego życia, wprowadzając żywot duchowy z jego potrzebami i pociechami. [L 198 – do Feliksa Zienkowicza; Perm, 09.1872]

  31. Dodatek w przypisku drogiej Mamy, że Opatrzność ku lepszemu wszystko urządza, jeżeli nie w porządku doczesnym, to duchowym, najzupełniej trafił do mego przekonania i pokrzepił mię w tym naszym niepowodzeniu, miarkując we mnie niechęć do winowajców tej zamieszki i zwracając myśl do tego, że przymuszony mój pobyt w Permie pozwolił mi choć grosz maluczki duchowny ofiarować na chwałę Bożą w tej rodzinie, w której wypadło mi zamieszkać i gdzie Imię Boże było wyrugowane. Więc za krzyżyk zesłany jeszcze Bogu dziękować trzeba. [L 199 – do ojca; Perm, 09.1872]