MARZEC

Rok A


  1. Kończę list w dzień popielcowy, każda rocznica przypomina mi przeszłość, tego dnia odbyłem ostatnią spowiedź na swobodzie, pamiętną dla mnie radami ojca Felicjana. Ilem razy był przy jego konfesjonale, tylem razy coraz więcej światła religijnego zdobywał, z tych zasobów i teraz żyję. Jak wielkiej wagi był dla mnie rok przeszły, teraz najbardziej ocenić mogę. [L 67 – do rodziny; Krasnojarsk, 02.1865]

  2. Za tydzień zapewne staniemy w Irkucku, napiszę do Was zaraz po ogłoszeniu mi ostatecznego wyroku. Nic mi się pod pióro nie ciśnie, jestem odurzony drogą. W powietrzu już powiew wiosenny, słońce przygrzewa, ale w ciągu całej zimy, ani jednej nie mieliśmy odwilży. [L 67 – do rodziny; Krasnojarsk, 02.1865]

  3. Stanęliśmy w Irkucku na wiosnę w czasie wielkiego postu i tameśmy spędzili święta wielkanocne. Irkuck był miejscem, gdzie wyznaczano, dokąd każdy miał być ostatecznie wysłanym. Dla skazanych do katorżnych robót stawały otworem: Usole, gdzie był warzelnie soli, o kilkadziesiąt wiorst przed Irkuckiem; dalej zaś na wschód, za olbrzymim jeziorem Bajkał zwanym, ciągnącym się też w pobliżu Irkucka, z którego czerpała swe wody rzeka Angara, zawód żelaza piotrowskoj […], następnie Akatuja, Nerczyńsk, Czyta i inne. [W 159]

  4. Wszyscy prawie przeznaczeni zostali ruszyć za Bajkał. Ta dalsza wyprawa na wschód wydawała mi się się prawdziwym męczeństwem, szczególniej z bojaźni, iż odtąd ustaną wszelkie pomoce religijne. Na kilka godzin przed odjazdem w jednej z izb więzienia odprawiła się Msza św., na której kilku z nas komunikowało. Gdym odszedł od ołtarza, zalewałem się łzami i gwałtu wołałem do Pana Boga, aby mnie ratował. I o dziwo Opatrzności Bożej, Bóg ratunku nie odmówił. Zaledwie kilka chwil upłynęło, przybiegł urzędnik z policji, zawiadamiając mnie, iż mam wnet pojechać z nim do gubernatora generała Szałacznikowa. [W 160]

  5. Po krótkim oczekiwaniu zawezwał mnie gubernator do swego pokoju czy kancelarii i powiedział, iż odebrał list od mej rodziny, która prosi, aby się mną zaopiekował. „Czym więc mogę Panu służyć, jakie miejsce chce Pan sobie obrać za miejsce pobytu?” Tymi wyrazy mowę zakończył. Naprawdę nie bardzom wiedział, co mam do powiedzenia. Przyszedł mi tylko na myśl piotrowski zawód żelaza. Wspomniano w więzieniu o dość dogodnych tamecznych warunkach. Nadmieniłem generałowi o tym. „Nie radzę – odpowiedział – przeznaczę lepiej Pana do Usola, gdzie Pan znajdzie dobre towarzystwo”. Odrzekłem, że się całkiem zdaję na jego sąd. Zawołał urzędnika policji i nakazał mu, aby mnie zatrzymano w Irkucku itd. [W 160]

  6. Pożegnałem gubernatora i wróciłem z tą wiadomością do towarzyszy podróży. Bolesne było nasze rozstanie się. Szczególniej z Brunem Korzunem. Trzymaliśmy się nierozłącznie od samego Wilna przez całą podróż do samego Irkucka. Od nikogo bodaj w życiu w tak trudnych i wyjątkowych przeprawach wygnańczych nie doświadczyłem był tyle przyjaźni, uczynności, opieki, a wszystko ze szczerego serca płynące. [W 160-161]

  7. Moi Najdrożsi, Jużem był przygotowany onegdaj do podróży do Nerczyńska, kiedy mi ogłoszono postanowienie tutejszego gubernatora o naznaczeniu mię do Solnego Irkuckiego Zawodu w Ussoli, odległego od Irkucka o 50 wiorst tylko. Niech Bóg wynagrodzi tych, którym obowiązany jestem tej, stosunkowej w moim położeniu, łasce. Smutno mi jednak było pożegnać moich dawnych towarzyszów podróży, którzy wszyscy wyruszyli przedwczoraj za Bajkał. Z Irkucka zapewne wyjadę za dni kilka. [L 68 – do rodziny; Irkuck, 03.1865]

  8. Przeznaczenie mnie do Usola uważam za jedną z tych chwil, które stanowią o przyszłości człowieka w tej pielgrzymce ziemskiej. Była to łaska miłosierdzia Bożego, którą po Bogu muszę zawdzięczać tym, przez których ona mi zjednaną została. Poznałem też wówczas potęgę modlitwy. [W 161]

  9. Lecz jednocześnie w miarę otrzymywanych dobrodziejstw stałem się też dłużnikiem przed Bogiem, jak za to dobrodziejstwo, tak również za wszystkie inne, które jedne po drugim następowały. Zamiast jednak wdzięczności bez miary cierniem czarnej niewdzięczności serce Zbawiciela przebijałem. Zostaje mi więc błagać o ostateczne miłosierdzie; o łaskę niesienia ofiary ze siebie Zbawcy mojemu. Niczym więcej wypłacić się Mu nie potrafię w tych krótkich już chwilach, które mi pozostają do życia. Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. [W 161]

  10. Niech Bóg Najwyższy Was strzeże i odpłaci Wam za starania Wasze o mnie. Ręce Wasze, drodzy Ojcze i Mamo, do ust cisnę, o Wasze błogosławieństwo proszę. Józef. Rodzinę do serca garnę. Polecam się modlitwom ojca Felicjana. Znajomych serdecznie pozdrawiam. [L 68 – do rodziny; Irkuck, 03.1865]

  11. Wyznaję, żem zgrzeszył może zbytnią uczynnością dla przyjaciół, pożyczając nieoględnie kilkadziesiąt rubli, jest to dobra, daj Boże, niepóźna nauka na przyszłość; w każdym razie rady Kochanej Mamy są nacechowane, obok – na pierwszy rzut oka ścisłej praktyczności – taką miłością bliźniego i trafnością myśli do głębi chrześcijańskiej, że one mi będą służyć jako źródło uspokojenia wątpliwości, która nieraz mi wracała. [L 69 – do rodziny; Irkuck, 03.1865]

  12. Co do boleści jaką doznawałem patrząc na upadek bliźnich, jużem pisał o tym z Tomska, wyznaję, że byłem kuszonym jak Konrad Adama [bohater Dziadów A. Mickiewicza], pragnący rządu dusz, ale prędko wyprowadził mię z pokusy zapewne mój Anioł Stróż, i o tej zmianie w moich pojęciach do Was pisałem. [L 69 – do rodziny; Irkuck, 03.1865]

  13. Cóżem był sam przed dwóma laty? Piszę to nie dlatego, żeby się obronić i wytłumaczyć z zarzutów, ściśle wzięte są one bardzo słuszne; ale bardziej dlatego, żeby odkryć przed Wami wszystkie tajniki myśli mojej. [L 69 – do rodziny; Irkuck, 03.1865]

  14. Smuci mię choroba Wiktora; jeżeli przy staraniach rodziny całej – wyprowadzić go z tego stanu upadku, nic się nie zrobiło, to chyba Bóg jeden go uzdrowić może. Od Masi [żona Wiktora] odebrałem długi list, także pełen różnego rodzaju zarzutów (widać mam szczęście do nich); broniłem się, jak mogłem w mej odpowiedzi, która dotąd nie wysłana, przeszlę ją Wam, gdyż innej drogi nie mam. [L 69 – do rodziny; Irkuck, 03.1865]

  15. Wiadomości jakie macie o losie zostających już w ciężkich robotach prawdziwe są do pewnego stopnia; […] Na koniec od czegóż Pan Bóg, i Łaska Jego, i modły Wasze. – Jeszcze więc raz proszę Was, nie trwóżcie się żadnymi wieściami; z miejsca, po odbytym doświadczeniu, dokładnie do Was napiszę o tych ciężkich robotach. [L 69 – do rodziny; Irkuck, 03.1865]

  16. Kiedym był w Brześciu i z obowiązku musiałem zaglądać czasem do koszar aresztanckich i zapatrywać się na ich byt, stawiłem sobie nieraz w myśli: co bym począł w podobnym położeniu? Wtedy znajdowałem w sobie odpowiedź: nie do zniesienia. Teraz nie tylko, że z pewną łatwością znosimy podobne warunki, ale nawet w pożyciu naszym, przy małym staraniu, możemy utworzyć pewien dobry byt materialny, a cóż mówić o moralnym. [L 69 – do rodziny; Irkuck, 03.1865]

  17. Marynieczka moja ukochana, poczciwa siostrzyczka moja, ileż mi radości sprawiasz listkami Twoimi. – Obyś dalej trwała w postanowieniu Twym ozdobienia siebie przymiotami umysłu i serca na drodze pracy i poświęcenia się. Nie odrzucaj nigdy rad Mamy, która Cię kocha, a Bóg Ci pewno pobłogosławi; staniesz się miłą Bogu i ludziom. Do serca Cię mego tulę, aniołku mój drogi, a razem z Tobą wszystkich Was tak drogich sercu memu. – Józef. [L 69 – do rodziny; Irkuck, 03.1865]

  18. Po kilkudniowym wyczekiwaniu wypadło wyruszyć z Irkucka. Dzień był słotny, chłodem wiało, droga grząska i wybojów pełna. Znaczną jej część odbyliśmy piechotą, idąc brzegiem i tu i ówdzie załamując się na lodzie, który tajał, i dobiliśmy zgłodniali, znużeni, zziębnięci do koszar więziennych w Usolu. Już był późny wieczór. Poczęstowano nas ciepłą strawą – kaszką rzadką, która nam bardzo smakowała, i do sił wróciliśmy. Feliks Zienkowicz już tu się znajdował, ulokował mnie przy sobie i odtąd trzymaliśmy się ustawicznie razem, aż do samego wyjazdu z Ilrucka w r. 1873. [W 161]

  19. Z Litwy był tu Aleksander Oskierko, pełnił obowiązki starosty przez cały czas naszego w Usolu pobytu, a pełnił z roztropnością, statkiem, wyrozumiałością, na które może tylko się zdobyć szlachetne serce obok znakomitych przymiotów duszy i szczerej pobożności. [W 161]

  20. Samo Usole, w rodzaju małej, lichej mieściny; warzelnie zaś soli na wyspie sporych rozmiarów, utworzonej dwoma korytami rzeki Angary. Koszary nasze na tejże wyspie w rodzaju rozłożystej izby zbudowane były. Mieścić mogły od 60 może do 80 osób. Ci z naszych, którzy przybyli z rodziną swą, mieszkać mogli w samym miasteczku. Nazajutrz po przybyciu rozdano nam przybyłym – było nas zaledwie kilku – ciężkie kajdany. Trzeba było je wkładać, gdy kto z nas wychodził do miasteczka, tuż obok Angary wzdłuż i w głąb ciągnącego się. [W 161-162]

  21. Kajdany posyłało się, wnet po ich otrzymaniu, do kowala, który je przekuwał na znośne do noszenia i przymocowania. Niekiedy je tak pięknie wyszlifował, że z dala błyszczały jak srebro, skąd ta uwaga woźnicy, o czym było wyżej – że noszą kandały ze srebra. [W 162]

  22. W ciągu dnia koszary zostawały otwarte, na noc je zamykano. Praca robocza ograniczała się zwyczajnie wyrzucaniem z kotłów, w których sól, w miarę wyparowywania wody, zwanej solanką, się krystalizowała, wyrzucaniem osadów wapna, marglu i innych części mineralnych. […] Myśmy zaś odbite osady obowiązani byli precz z kotłów wyrzucać i zewnątrz warzelni wywozić. Ci, którzy nie byli w stanie sami tej pracy się podejmować, za płacę 40 kopiejek łatwo odszukali między swoimi zastępcę. Przypadało to mniej więcej co miesiąc i trwało parę dni. [W 162]

  23. Następnie po przeniesieniu nas z koszar na ląd stały, do dawnego rządowego budynku, do warzelni przestano posyłać; odszukano inną robotę – uprawę ziemi pod warzywa na polance leśnej. Każdemu wydzielono zagon do skopania. Sił do wykonania tej pracy mi nie starczyło. Nieoceniony w dobroci swej śp. ks. dziekan Stugliński, ze Żmudzi, zaczęte przeze mnie kopanie do końca doprowadził. [W 162]

  24. Konwój złożony z kozaków miejscowej ludności, to jest z Buratów, żadnym dla nas uprzykrzeniem nie był. Buriaci […] szczep pierwiastkowy tej części Syberii, wyznawali religię zbliżoną do religii Buddy, byli układni, grzeczni, wstrzemięźliwi i moralni. Wychodzącym nam na miasto jeden z nich zwyczajnie towarzyszył i w mieszkaniu osób, któreśmy odwiedzali, zostając, najmniejszej szkody żaden z nich nie wyrządził. Nie tak się miało z kozactwem, złożonym z wyrobków moskiewskich. Zaraz przeglądali kieszenie paltotów zawieszonych w przedpokojach i co znaleźli, to przyswoili. [W 163-164]

  25. Po wyspie chodzić mogliśmy do woli i pożytkować z powietrza. W prawdzie nie miała całkiem ona lesistych zarośli, lecz okolica była bardzo urocza, szczególniej na wiosnę. Bystry zaś bieg przejrzystych wód Angary ożywiał cały krajobraz, a od gór sąsiednich odbijały się rozgłośne echa. Lasy, nie dające się zmierzyć okiem, modrzewiowe, odwieczne, zdobiły okolicę. Niemało się czyniło w nich zniszczenia przez ścinanie olbrzymich, do 100 lat liczących drzew na paliwo pod kotły. [W 164]

  26. Bardzo być może, że do dziś dnia nie wiecie o naznaczeniu moim do Ussolskiego Zawodu, o 60 wiorst od Irkucka położonego […] Zmiana naznaczenia mojego zaszła najniespodziewaniej dla mnie w sam dzień wyjazdu partii mojej za Bajkał – do nerczyńskich fabryk. – Koledzy moi ruszyli w tę podróż, a mnie przesłano do Ussola, gdzie stanąłem w Wielką Sobotę i trafiłem na Święcone Wielkanocne. Znalazłem tu kilka osób z Litwy: Aleksandra Oskierkę, państwa Krupskich, księdza Syrwida; witałem ich jak znajomych, a wkrótce poznałem i resztę kolegów, których tu liczę do osiemdziesięciu osób, w tej liczbie i kilkunastu familijnych. [L 72 – do rodziny; Ussole, 06.1865]

  27. Na wyspie znajdują się warzelnie soli, w których pracujemy i źródła słone, bardzo podobne do tych, w których się kąpałem w Ciechocinku. Korzystając z tej zręczności, prowadzę dalej moją kurację ciechocińską i już dziesięć wanien w tutejszym Zakładzie Mineralnych Kąpieli wziąłem. [L 72 – do rodziny; Ussole, 06.1865]

  28. Życie nasze niczym w przebyciu czasu dnia od dnia nie odróżnia. Trzymam się stale teologii i mechaniki dla rozmaitości, wstaję z rana przed 5-ą i ruszam prosto do kąpieli; za posiłek dzienny mamy obiad wspólny i dwa razy herbatę dziennie, tę ostatnią piję całkiem bez cukru, który tu jest bardzo drogi, ale za to z wielką obfitością mleka i mam się, dzięki Bogu, dobrze, acz teraz doznaję wielkiej ociężałości, którą nie wiem jakiej z trzech przyczyn przypisać: czy kąpielom, czy upałom, czy też na koniec hultajstwu własnemu. Muszę ciągle walczyć ze sobą, żeby usiadłszy nie zasnąć. [L 72 – do rodziny; Ussole, 06.1865]

  29. Jeżeli w listach moich przeszłych mogliście wyczytać jakiś niepokój i niepewność względem utrzymania się w przyszłości, pochodziło to ze stanu trochę gorączkowego, w jakim każdy z nas znajdował się, przy niepewności, co go czeka na miejscu, a jeszcze bardziej z bojaźni cierpienia i małej ufności w Opatrzność. [L 72 – do rodziny; Ussole, 06.1865]

  30. Bóg łaską swoją teraz mię oświecił: wyuczył kochać się w cierpieniu i ufać Jego Opiece. Dokładniejsze zaś poznanie nędzy mojej wewnętrznej wymaga nie unikać, ale szukać cierpienia dla złagodzenia win grzesznej mojej przeszłości, w czym mi Boże dopomóż. [L 72 – do rodziny; Ussole, 06.1865]

  31. Zostaję więc często w niepewności co do pracy, której winienem poświęcić moje wolne chwile: jeżeli zważę stronę praktyczną – zwracam się do mego fachu i właśnie pod tym wpływem prosiłem o przysłanie książek potrzebnych, jeżeli zaś zapytam głosu wewnętrznego, to ten mię zwraca całkiem w stronę duchową. Zostaję więc w tej walce dwóch, jeżeli nie sprzecznych, to różnych żywiołów; nie usuwam pierwszego, ale się przemożnie poddaję drugiemu. Chciałbym w tej, że tak powiem, życiowej ekonomii widzieć zdanie mego lekarza duchownego ks. Felicjana. [L 72 – do rodziny; Ussole, 06.1865]