SIERPIEŃ
Rok A
Jaką potężną bronią jest modlitwa. Jak wszechmocnym wstawiennictwo Najśw. Panny. Jak zbawienne ku dobru naszemu środki podaje Kościół św. przez nabożne książki, z których prawda Boża się przebija. [W 100]
Pani Stanisławowa Puttkamer niezbyt miłe na mnie zrobiła wrażenie; elle a une coeur de billets de banque [ona ma serce z banknotów], zresztą kochająca bardzo swe dzieci, po nich pieniądze, a na końcu męża. Zimna i obojętna dla wszystkich, przypomina swym towarzystwem smak herbaty bez cukru; nie słodka choć posilna. Panna Karolina choć nie wypiękniała, ale się jeszcze więcej wykształciła i tym niemało sobie dodała wdzięku. [L 12 – do Masi i Wiktora Kalinowskich; 08.1860]
Mniej teraz wiem o swym stanie, jak o położeniu cesarza chińskiego i dlatego Wam o sobie nie piszę. Nie bierzcie jednak przykładu ze mnie, nie bądźcie jak lilie wodne. [L 12 – do Masi i Wiktora Kalinowskich; Wilno, 08.1860]
P.S. Rozrywam kopertę i wiecie dlaczego? Dlatego, żeby Wam powinszować siostrzeńca, a sobie syna, którego mi Pan Bóg dzisiaj zesłał. – Wybrałem się dzisiaj z rana na przechadzkę do Rosy; przechodząc obok jakiegoś ogrodu, doszedł do mnie płacz dziecka, podszedłem do niego i znalazłem małe stworzenie, tuż obok drogi; […] Dzieciątko malutkie, błękitne oczki, świecące i jasne; przeziębił się biedak, bo musiał go deszcz zmoczyć i ranek był chłodny. Jestem bardzo szczęśliwy z tego podarunku, jaki mi Opatrzność zrobiła: przy teraźniejszym moim usposobieniu nie wstępować w więzy małżeńskiego pożycia, dostałem dziecko bez żony, różę bez cierni. [L 12 – do Masi i Wiktora Kalinowskich; Wilno, 10.08.1860]
Książek mam do obfitości, spożywam więc ich ile mogę przed przyszłym głodem, który mię czeka w Brześciu; mam nadzieję zostać tam z musu autorem, już papier i pióra zakupuję, a natchnień dostarczą mi damy brzeskie. Ale żart na stronę. [L 14 – do Masi i Wiktora Kalinowskich; Petersburg, 09.1860]
Kiedy przypomnę sobie te stosy książek, którem przeczytał i cudze rozumy, którem pozjadał – uważam siebie jako złodzieja, okradającego innych, często biedniejszych od siebie i nieudzielającego nic ze siebie. Taka nieużyteczność moja doprawdy częstych zgryzot bywa mi przyczyną. W chwilach podobnych, kiedy zaczynam robić rachunek sumienia z towarzystwem, staję przed nim, jak dłużnik przed wierzycielem i tym tylko się pocieszam i ostatniego uspokajam, że nie brak mi chęci wypłaty, że pieniądze już się robią, tylko jeszcze nie wyszły z mennicy. Obym tylko nie kłamał przed sobą. [L 14 – do Masi i Wiktora Kalinowskich; Petersburg, 09.1860]
Fotografia zostanie tylko w pamięci, ale wykonać jej niepodobna przy niestałości mojej twarzy. Teraz za pomocą kataplazmu trochę ją zrównałem, ale niezupełnie i nie wiem czy na długo, bo coś doktorowie jakoś dziwnie o mojej chorobie mówią. Nic do tego nie przedsięwzięli do leczenia. Zbywają niczym. Wszyscy jednostajnie jak w Wilnie, tak i w Petersburgu, jedni drugich krytykują, a żaden z sensem nie leczy. [L 14 – do Masi i Wiktora Kalinowskich; Petersburg, 09.1860]
Okropna jednostajność w Brześciu, tak mi dokuczyły czerwone mury i nawet sama zieloność, której tutaj dużo, ale która ma taką oficjalną minę; topole sztywne, jednostajne stoją w szeregach jak żołnierze; zdaje się drzewa takie same jak u Was w Głaskowszczyźnie koło domu, ale jak się różnią, że tak się wyrażę, duchem! Związany kuracją, kąpię się w szlamie ciechocińskim, nie mogę się oderwać od tego miłego widoku, i sam wyglądam jak wymoczony topol. [L 16 – do Masi Kalinowskiej; Brześć, 06.1861]
Musze wyznać przed Wami szczerze, że jeślibym miał zdrowie, byt niezależny, lub na koniec jakie stałe zajęcie zgodne z mym usposobieniem, to westchnąłbym do życia familijnego; teraz muszę te westchnienia tłumić, bo po cóż dawać swobodę myślom, które zawsze, lub przynajmniej na długo zostaną teorią; tak wiele brakuje do tego, żeby być w stanie ich życiem natchnąć! Smutny los, ale niech się dzieje wola tego, który wszystkim kieruje. Patrzeć na szczęście drugich, widzieć zawsze chłód koło siebie. [L 16 – do Masi Kalinowskiej; Brześć, 06.1861]
Zajęcia służbowe nic oprócz przykrości nie dają; przyjaźń kilku osób i serdeczna rozmowa musiałyby wystarczyć za jedyny pokarm duchowy, jeżeliby nie to uczucie, które nadaje cel życiu, które buduje społeczności i każdą jego jednostkę powinno pobudzać do życia; mówię o miłości bliźniego, którą staram się natchnąć i rozdmuchać w sobie, żeby ona była dla mnie ogniwem łączącym z życiem, a resztę zostawuję Opatrzności. [L 16 – do Masi Kalinowskiej; Brześć, 06.1861]
Takie masy nie pytają się rozsądku, a działają prawie nieprzytomnie. [L 17 – do Masi i Wkitora Kalinowskich; Warszawa, 07.1861]
Teraz znowu powtarzam mą prośbę o wyszukanie jakiej małej dzierżawy, chociażby od prywatnej osoby. Przy moim zdrowiu zostawać w teraźniejszym obowiązku nie mogę, doktorowie mi radzą wiejskiego powietrza i spokojnego życia. […] Przy najskromniejszym życiu i dopatrzeniu gospodarstwa, na najlichszej dzierżawie potrafię przeżyć, aby było mleko, kawałek mięsa, kilkadziesiąt rubli na książki i świeże powietrze. Potrzeb mam mniej niż mało. [L 18 – do Masi i Wiktora Kalinowskich; Ciechocinek, 08.1861]
Podziwiać winienem cierpliwość władz, gdy mnie tak niezdarnego do pracy w fortecznym kole czynności znoszono i cierpiano. Najzupełniej byłem niezdolny do robót praktycznych i nie umiałem, przy dobrej nawet chęci, im odpowiednio podołać. [W 101]
Przemocą go na molebieny [modły, nabożeństwa] do cerkwi razem z innymi kadetami prowadzono, chłopak zaś każdy raz do kościoła uciekał. Wobec tego stanu rzeczy ks. katecheta, chcąc zaradzić tak gorszącemu przymusowi, umyślił zwrócić się do naczelnika zakładu, generała nazwiskiem mniej więcej Himelring lub podobnym w brzmieniu, prawego i uczciwego człowieka, pochodzeniem z Inflant lub Kurlandii. Przedstawił całe barbarzyństwo władzy duchownej prawosławnej, otrzymał uznanie sprawiedliwości skargi i chłopak odtąd, jak również i brat jego, zostali całkiem zwolnieni od cerkwi i zachowali prawo należenia do Kościoła św., do którego istotnie od dzieciństwa należeli. [W 101-102]
Straszną klęskę zadało zniesienie Unii [Brzeskiej]. Już nie poruszam kwestii narodowej, bo ta staje się podrzędną wobec potrzeb kościelnych i czysto społecznych. Schizma wprowadziła nienawiść, rozstrój społeczny, upadek moralności po wsiach, usuwając zaś pomoce religijne, płynące z instytucji Kościoła świętego, pozbawiła lud środków duchownych dla ratunku duszy w codziennej walce życiowej. [W 103]
Wyznanie prawosławne, spaczone, zaprowadzone ukazem carskim, cnoty nadprzyrodzonej, jaką jest cnota św., zaszczycić nie jest w stanie. Chyba zostało tej wiary tyle, ile w spadku z przeszłości nowemu pokoleniu dostać się mogło i przez dobrą wiarę się utrzymać. Z tego, com teraz słyszał < o stanie tych okolic > od naocznych świadków, stan rzeczy pod tym względem po wsiach, a w części i po dworach jeszcze bardziej opłakany. Kreśląc te wyrazy, bynajmniej nie chcę kamieniem ciskać na osoby prawosławnego duchowieństwa, nie mogą [one jednak] udzielać tego dobra, którego sami nie otrzymali. [W 103]
W tej części fortecy, która memu nadzorowi była powierzona, wypadło budować prochownię. Do kopania fundamentów przysłano oddział złożony z przestępców z aresztanckich rot. Widząc ich stan zupełnego opuszczenia pod względem duszy, rząd o potrzeby ich duchowe jednak nie dbał, litość brała patrzeć na nich. Przychodziły razem myśli, iż wobec Boga mniej są winni oni niżeli my, kiedy nie korzystamy z tych pomocy, które nam Bóg dla dobra nie tylko naszego, ale i dla dobra bliźnich udzielił. [W 104]
Przy kopaniu ziemi zaczęły się uwydatniać oznaki, że to miejsce było dawniej cmentarzem. Moc kości zmarłych wykopywano. Zawiadomiłem władze, aby mogły być na cmentarz parafialny przewiezione co uskuteczniono. Zabolało mnie niezmiernie, kiedym raz spostrzegł, jak jeden z przestępców kopnął nogą resztki zmarłych z wykrzyknikiem, nienawiścią tchnącym: „panskyja kosti”. Skarciłem, nakazując szacunek dla zmarłych, ale w duszy nieszczęsnego nienawiścim nie zgasił. [W 104]
Patrząc na Brześć Litewski w dzisiejszym stanie i co w nim zbudowano na rozwalinach przeszłości, uwydatnia się, co dla dobra prawdziwego zamiana rządu dawnej Rzeczpospolitej na rządy rosyjsko-schizmatyckie co ona przyniosła; kto zaludniał dawniej to miasto, a kto dzisiaj osadę swą w nim obrał? < Że ta zmiana nastąpić mogła, w znacznej części nam samym winę przypisać należy. Nie mamy ustawicznie się szczycić z rzeczy chwalebnych narodu, lecz gorzko opłakiwać błędy przodków i nasze, gdyż do dawnych i własne obficie dodajemy >. [W 104-105]
Apolinary był synem generała Hofmejstra, wyższe studia odbył w Berlinie, tam zamęczono go wykładami filozofii Kanta i podobnymi. […] na parę zaś lat przed zgonem swoim porzucił ostatecznie w Krakowie herezję i śp. o. Wacław przyjął go na łono Kościoła. [W 105]
Kiedy nastąpiło uwolnienie na Litwie włościan od poddaństwa, postanowił każdego roku jednemu czy więcej gospodarzy, bardziej dobrymi obyczajami wydatnym, na święta wielkanocne zapisywać na własność dom z gruntem, od którego czynsz płacili. Włościanie jednak, czy ze zwyczajnej im podejrzliwości, czy też podpuszczani przez policję wiejską miejscową, z obawy, aby przyjęcie tego daru nie pozbawiłoby ich większych darów z łaski carskiej mających się otrzymać, [Apolinarego] Hofmejstra ofiary, z najlepszych pobudek płynącej, nie przyjęli. Spostrzegli swój błąd po zaborze majątku na rzecz skarbu, gdy wysłano pana dworu do ciężkich robót na Sybir. Musieli wówczas nabywać za pieniądze te cząstki, które przedtem otrzymać mogli za darmo. Uznali po niewczasie szlachetność serca dawnego pana i jako wyraz pamięci i wdzięczności złożyli ze składki wspólnej 50 rubli i przy serdecznym liście wysłali je na Sybir. Był to jedyny znany nam wypadek w tym zakresie stosunków dworu do gmin wiejskich. Przejęciśmy bardzo byli, kiedy nam ten list odczytywano. [W 105-106]
Zapewne te zewnętrzne objawy uczuć narodowych z dobrej woli płynęły; miały one coś wspólnego, na tle wprawdzie odmiennym, z tak zwaną sentymentalną pobożnością, która w pewne zapały wpada, nie zdając sobie sprawy, dokąd dąży, a po swym ustaniu ciska duszę w przepaść bytu ziemskiego, w znużenie codziennego bojowania. Rozpływa się dusza w marzeniach wesela nadziemskiego, a nagle ocuca się w zasadzkach, które człowiekowi stawi rzeczywistość życia na świecie. Rzeczywistością tej prawdy przejęci byli ludzie poważniejsi, między nimi kilka osób, które przejazdem przez Brześć, z Petersburga do Warszawy się udając, u mnie na parę dni się zatrzymywali. Po przebyciu jednak krótkiego czasu w Królestwie odurzeni usposobieniem tamecznym całkiem innymi stamtąd wracali i z obojętnych poprzednio, nie zaniedbali popierać sprawę powstania, jakem się później dowiedział. [W 108-109]
Co do mnie, wyznać muszę, iżem nie został wolny od wpływu na uczucia – bardziej niż na rozum – z wypadków bolesnych zaszłych w Warszawie, gdy tam, kilka ofiar niewinnych od strzałów skierowanych przeciwko zgromadzonemu tłumowi, na placu padło. Wprowadziło to mnie w wir czynności, bynajmniej jednak nie powstańczych, na razie przynajmniej. Zbyt jasno stawała przed wzrokiem duszy sprzeczność bezbronnego narodu z potęgą rządu władającego też silną zbrojną siłą. [W 109]
Kiedy więc w samym Brześciu zachęcono mnie, abym w Warszawie się zapoznał z przywódcami ruchu, uchyliłem się od tego; nie byłem jednak potem przez to spokojny w sumieniu, miałbym bowiem wówczas zręczność wypowiedzenia prawdy. Uległem raz tylko namowie młodego artysty < Filipowicza > w Ciechocinku, ucznia Szkoły Sztuk Pięknych. Zalecał mi bardzo zapoznać się w Warszawie z mecenasem K., jako jednym z głównych czynników ruchu. Bardzom się musiał rozczarować, kiedym w panu mecenasie znalazł krańcowego demagoga, ze wszystkimi ku temu przymiotami. [W 109]
Ale naprawdę to się i dobrze stało, bo musiałbym długo myśleć nad tym, czego bym miał winszować i może bym nic nie wymyślił; „Więc nagrodzę życzeniami; o! życzeń tyle co nędzy”, powtórzę za wariatem Mochnickim i tym ogólnikiem uwolnię i Panią i siebie od próżnej pracy wymyślań. [L 21 – do Ludwiki Młockiej; Brześć, 12.1861]
Jeszcze podziękowanie za współczucie dla mnie po wypadku wzmiankowanym tak ostrożnie w ostatnim liście Pani. Nie wart byłem tego współczucia, bo serce moje już z tej strony ostygło, a kosztował tylko wyrzut sumienia. - Wiadomość więc o zamążpójściu Panny Celiny (le mot est lâché) [słowo się rzekło] pewną mi nawet przyjemność sprawiła, ale kiedym się dowiedział o narzeczonym i szczegółach sprawy, trochę mi było boleśnie i smutno, nie za siebie, ale za pannę, która przy wielu błędach wychowania, zachowała wiele rzeczywistej niekłamanej dobroci. - Może też ona i na męża wpłynie i przez to jedną duszę dla Boga i obywatela dla kraju zdobędzie. [L 21 – do Ludwiki Młockiej; Brześć, 12.1861]
Życie płynie jak woda, jednostajnie bez rozlewu i fali. Brześć za to jest phenix swego rodzaju między miastami: ma swój stały teatr i wieczory tańcujące! Zabaw dużo, ale zabawy mało. [L 21 – do Ludwiki Młockiej; Brześć, 12.1861]
Jeżelim zawinił czymkolwiek przed Drogą Panią i zasłużył na Jej niełaskę, to proszę mię ukarać, ale nie milczeniem i nie zapomnieniem, bo to są zbyt srogie dla mnie kary. [L 22 – do Ludwiki Młockiej; Brześć, 02.1862]
Jeżeli nieraz jaka nierozsądna tęsknota na mnie napada, to niech Droga pani Ludwika nie myśli, żeby ona miała swe źródło w egoizmie i braku współczucia dla cudzej biedy, co mi Pani trochę zarzuca. Mówiąc Pani otwarcie, uosobnione położenie trochę mi dokucza, ale na to lekarstwa nie ma, trzeba więc zostawić chorobę wpływowi samej natury. [L 24 – do Ludwiki Młockiej; Brześć, 05.1862]
Nieszczęśliwym i cierpiącym Bóg dodaje otuchy i wytrwałości, smutniej mi za tych, którzy unikają cierpienia i szukają pociechy tam, skąd uciekać wypada; przez dziwną dwoistość natury ludzkiej boleję nieraz nad sobą samym. [L 24 – do Ludwiki Młockiej; Brześć, 05.1862]
Zajęcia w ogrodzie on [wychowanek Ludwik] nie ma teraz, ja zaś mam pracy na dzień cały, nie mogę więc nim się zajmować, a nie chcę mu pozwalać próżnować i szukać rozrywek za domem, wolę więc wiedzieć o nim, że jest w kole swej rodziny, aniżeli mieć go przy sobie i nic o nim nie wiedzieć. [L 26 – do Ludwiki Młockiej; Brześć, 06.1862]